Batman Mroczny Rycerz: Glina, tom 4

Recenzja może zawierać spoilery

Fani Batmana nie mogli narzekać na ilość jego komiksów za czasów „New52”. Łącznie prowadzone były trzy serie komiksowe z bohaterem w roli głównej – Batman”, „Detective Comics” i „Mroczny Rycerz”. Ostatni seria mocno podzieliła fanów na całym świecie. Skoki jakościowe zachęcały wielbicieli do kolejnych rozdziałów, jak i dawały mnóstwo wątpliwości. Jak w tym wszystkim prezentuje się kolejny tom przygód?

Fabułę możemy podzielić na trzy historie. Pierwsza z nich koncentruje się na starciu Batmana z Clayface’m. Fani glinianego antagonisty nie będą zawiedzeni. Jest to zdecydowanie najlepsza przygoda z nim w roli głównej, jaką do tej pory czytelnicy mogli przeczytać. W roli kryminalisty została osadzona nowa postać – dało to scenarzyście szerokie pole do popisu. W przeciwieństwie do poprzedników, nowa wersja Clayface’a jest mroczniejsza i złożona. Świetnie prezentuje się też geneza bohatera. Scenarzysta posłużył się pewną schematycznością w „origin stroy”, ale poprowadził ją na tyle dobrze, że wyszedł z tego zwycięsko.

Następnym dobrym krokiem było odmienienie sposobu działań antagonisty. Poprzednie wersje glinianego potworka cierpiały na schematyczne działania. Każdy z nich postępował dokładnie tak samo. Wprowadzone zmiany możemy zgodnie okrzyknąć krokiem rewolucyjnym w historii postaci. Clayface postępuje niczym prawdziwy kryminalista. Samodzielnie morduje ludzi, zostawiając za sobą szlaki trupów. Organizuje niebezpieczne pułapki, z którymi problem ma nawet Batman.

Gościnnie pojawili się Joker i Pingwin. Wprowadzili fajny powiew do opowiedzianej historii. Na całe szczęście nie skradli świateł reflektorów głównej gwieździe. Ich role zostały sprowadzone do zupełnego minimum. Głównie widać to po Jokerze, którego możemy wyciąć, a zupełnie nie odczujemy spadku jakości w scenariuszy.

Druga historia skupia się na handlu ludźmi. Pewna grupa porywa kilkoro ludzi i sprzedaje ich. Zadaniem Batmana jest odnalezienie każdego z nich i uratowanie na czas. Zarys fabularny wydawać się może błahy, ale niech Was to nie zmyli. Całość narracji została poprowadzona wyłącznie rysunkowo. W dwu-rozdziałowej historii zabrakło dymków dialogowych. Rysownik miał nie lada pole do popisu i spisał się na medal. Wywarta presja na artyście podziałała na jego korzyść. Dopracowany został każdy z rysunków, idealnie oddając panujący klimat i napięcie.

Trzecia i zarazem ostatnia historia stanowi najsłabszy punkt programu. Batmanowi przychodzi zmierzyć się z nowym Man-Bat. Antagonistę nigdy nie uważałem za interesującego, a historia tylko podzieliła moje dotychczasowe przekonania. Co prawda, nowa postać wydaje się groźniejsza od swego poprzednika, ale to koniec rewelacji, które zostały wprowadzone. Wątek bardzo szybko dobiegł końca. Zupełnie nie został wykorzystany drzemiący tu potencjał. Jedynym plusem są rysunki. Dwustronicowe szkice robiły na prawdę niezłe wrażenie. Szczególnie pokochałem szkice z Man-Batem.

Mam mały problem z wystawieniem ostatecznej oceny. Pierwsza historia z Clayface’m postawiła poprzeczkę wysoko. Historia jest ciekawa, a nowy antagonista genialnie wykreowany. Zdecydowanie najlepsza dotychczas wersja. Druga historia jest nieco gorsza, natomiast trzecia kompletnie nie przypadła mi do gustu. Polecam czwarty tom „Mrocznego Rycerza” jedynie ze względu na Clayface. Fani Batmana nie będą pod tym względem rozczarowani.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu