JLA tom 3

Recenzja może zawierać spoilery

Poprzednie tomy JLA od Granta Morrisona postawiły poprzeczkę wysoko. Przygody członków Ligi Sprawiedliwych śledzone były z zapartym tchem. Zgodnie można uznać całość serii jako obowiązkowy tytuł wśród wielu pozycji od DC Comics. Czas przyszedł na trzeci, zaraz ostatni tom. Czy warto sięgnąć po zwieńczenie historii?

Zawartość grubaśnego tomu (256 stron) podzielona została na 4 historia. Pierwsza z nich jest zdecydowanie najlepsza. Ziemia zostaje najeżdżona przez obcą cywilizację. Pozaziemskie formy życia kolejno wprawiają całe miasta w sen. Skutki przerażającej mocy omijają naszych bohaterów, którzy łączą siły, aby powstrzymać inwazję naszej planety. Pomocną dłoń otrzymują od jednego z nieskończonych. Mowa tutaj o Śnie, w roli którego występuje Daniel. Pomysł uważam za jeden z najbardziej oryginalny, który kupił mnie całego. Uwielbiam treści z pod szyldu imprintu Vertigo. Całość serii Sandmana śledziłem z zapartym tchem. Niestety nie było dane mi śledzić dalszych przygód nowego Nieskończonego. Z tego powodu o oczko w górę poszła ocena danej historii, która nie zawodzi, a co więcej, członkowi Ligi Sprawiedliwych wspinają się na wyżyny swoich możliwości.

Drugą historią jest „JLA 1000000”. Członkowie Ligi Sprawiedliwości z przyszłości odwiedzają współczesne czasy, by powstrzymać większe zło, mogące zagrozić im czasom. Historia przedstawia się interesująco. Tak samo wersje bohaterów z przyszłości (Aquaman zdobył moje serce – plus za pomysł z kotwicą). Niestety na tym koniec rewelacji. Nie otrzymujemy całości historii. Zamiast tego dostajemy jej zarys, ponieważ zapoznać się możemy jedynie z pierwszym numerem. Historia urywa się w pewnym momencie, a o jej rozwiązaniu możemy dowiedzieć się z krótkiego, opisowego epilogu.

Trzecia opowieść jest całkiem interesująca. Po raz kolejny spotykamy się z motywem braku zaufania do bohaterów ze strony rządu i Białego Domu. Pewien generał przystępuje do realizacji projektu. Kilku żołnierzy zostaje poddanym serii testom – otrzymują super-moce. Wspólnie tworzą Justice League Alpha”. Dochodzi do wymiany ciosów między bohaterami. Niestety bezsensownej wymiany ciosów, ponieważ za całością potyczki nie kryje się żadne sensowne uzasadnienie. Jest to jeden z dwóch minusów akcji. Drugim minusem są nowi meta-ludzie. W żaden sposób nie zostajemy z nimi lepiej zapoznani. Ciężko w jakikolwiek sposób utożsamić się z nimi. Lekki zarys historii poznajemy dotyczący przywódcy Alpha. Aczkolwiek nie zrozumcie mnie źle. Wspomniane minusy nie psują tej części albumu. Historia jest interesująca, potyczka dynamiczna, obcująca w wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Ostatnia historia jest spektakularna i magiczna. Na ziemi pojawiają się Dżinowie. Kilku złoczyńców kusi się na przejęcie nad nimi kontroli. Oczywiście wykorzystują ich do złych celów, siejąc zamęt to tu, to tam. Zadaniem bohaterów jest ich powstrzymanie. Główne skrzypce nie odgrywają wyłącznie członkowie JLA. Swoje pięć, a nawet dziesięć groszy, wnosi JSA oraz Shazam. Rola Shazama nie jest byle jaka. Wnosi do fabuły bardzo dużo. Za jego sprawą poznajemy nowe wymiary.

Podobały Wam się poprzednie dwa tomy? W takim wypadku obowiązkową lekturą jest dla was trzecia część. Polecam ją ze szczery sumieniem. Dobrze bawiłem się przy lekturze. Historia nie są nudne. Morrison po raz kolejny potwierdził swój talent do oryginalnego scenariusza. Przez strony przewija się cała masa bohaterów – min. JL zostaje poszerzone o nowe twarze min. Huntress, Plastic Man, Zauriel. Nie mogło zabraknąć wad. Jest to wręcz obowiązkowe przy tak grubej pozycji. Aczkolwiek nie musicie obawiać się o spadek jakościowy. Nawet wypatrzone uszczerbki nie zepsują Wam przyjemności z czytania.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
 

Komiks możecie zakupić w internetowym sklepie Egmontu.