Amerykańska Liga Sprawiedliwości – Wieża Babel

Wydawać by się mogło, że superbohaterskie teamy to zgrane paczki przyjaciół, przyjaźniące się w sposób, w jaki potrafią to robić  jedynie dzieci. A sposób to nieco naiwny, niekiedy gwałtowny i emocjonalny, ale nader wszystko- lojalny. Z tą różnicą, iż miejscem ich przygód nie jest plac zabaw, piaskownica czy tajne bazy z koców i kartonów, a świat, za który są niejako odpowiedzialni. Tak przynajmniej było wiele lat temu. Obecnie bratobójcze bijatyki to norma w środowisku peleryniarskim. Powody są różne, a wśród nich jednym z ważniejszych jest brak zaufania. „Wieża Babel” pokazuje jak brak solidarności w grupie może odbić się czkawką i to w naprawdę bolesny sposób.

R’as Al-Ghul to złoczyńca często niedoceniany i zapomniany, również przez samego Batmana. Bo przecież mieszka sobie staruszek gdzieś na peryferiach świata, wyznaje tam sobie pokrętną eko- filozofię, a jedyne co ma ciekawe to córuchna. Bliżej jest przecież Joker, Bane i cała ferajna innych popaprańców, którzy nie dość, że dają się we znaki Mrocznemu Rycerzowi częściej, to jeszcze nie są związani z nim więzami rodzinnymi- bo przecież głupio tak ciągle bić teścia, prawda ? „Wieża Babel”  wydane w ramach Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics pokazuje jednak, że Głowa Demona to szczwany typ i potrafi stać się dużym zagrożeniem nie tylko dla Detektywa, ale i dla całej JLA. Choć uczciwie trzeba przyznać, że bez pomocy swego zięcia się nie obeszło. Plany jak pokonać Ligę zostały opracowane przez Wayne’a i to z dużo dozą pieczołowitości i dokładności, jakby chodziło nie o grupę przyjaciół, a o najzacieklejszych wrogów.

Al-Ghul bawi się z Amerykańską Ligą Sprawiedliwości w kotka i myszkę, jednorazowo realizując dwa cele. Eliminację największego zagrożenia, jaki jest Liga, i wdrożenie w życie swej wizji świata bez ludzkości. Która to go tłamsi, niszczy i depcze trawniki. I trzeba pochylić przed nim czoła- wychodzi mu to całkiem sprawnie. Najwięksi bohaterowie świata poddają się swoim słabościom, a wszystkiemu współwinny jest Batman. Który sam nie jest w jakiś szczególny sposób atakowany przez „tatusia”.

Rysownik Howard Porter bardzo dobrze poradził sobie z zaskakującymi zwrotami akcji i upadkami poszczególnych członków JLA. Mający niemal boskie zdolności persony widowiskowo obrywają od skutecznie działających siepaczy Głowy Demona. A to wszystko zgodnie z instrukcjami jego zięcia. Najbardziej zapamiętałem Supermana mającego okazję poznać nowy rodzaj kryptonitu i chwilową niedyspozycję Green Lanterna, zachowującego się niczym dziecko we mgle. Ponarzekać mogę jedynie na kolory- a to miejscami wydają się być nieco wyblakłe, a to znów zbyt intensywne. A chciałoby się nieco bardziej stonowanych barw do tak ponurej opowieści.

„Wieża Babel” to jedna z najciekawszych i najbardziej pomysłowych opowieści z udziałem JLA. Odpowiada na pytanie- do by było, gdyby Batman stanął naprzeciwko swoich przyjaciół ? Czy zwykły człowiek dałby radę stawić czoła istotom kuloodpornym, superszybkim i mającym naprawdę szeroki wachlarz umiejętności ? Mark Waid i Dan Curtis Johnson dość brutalnie odpowiadają na to pytanie stawiając jednocześnie czytelnika przed moralną rozterką. Czy Batman miał prawo do opracowania technik niemal eliminujących swych przyjaciół i do chomikowania ich w swoich bazach danych ? I to w sposób, którego żaden z członków JLA nie byłby w stanie wykryć, ani nawet domyślić ? I ostatecznie, nieco parafrazując telewizyjne szoł dla maluczkich, czy uczestnik powinien zostać w programie ?

Jako dodatek, dla kontrastu wobec mrocznych wydarzeń „Wieży Babel”, dostajemy zeszytThe Brave and the Bold #28″, gdzie Amerykańskiej Lidze Sprawiedliwości przyjdzie zmierzyć się ze Starro. Istotą przypominającą rozgwiazdę na sterydach, która i w przyszłości da się grupie nieźle we znaki.

PS: Kilka minusów jednak ten komiks ma, lecz nie są to minusy z winy autorów, a tłumacza. O czym szumi zresztą na tematycznych forach…