Wieczni Batman i Robin tom 1

Jak śpiewał Neil Young- Król odszedł, ale nie został zapomniany. Po „śmierci” Batmana miasto nie zostało pozostawione bez opieki. Pomijając już fakt, że rolę noszącego symbol nietoperza przejął zrobotyzowany Jim Gordon, należy pamiętać o grupie podopiecznych Bruce’a Wayne’a. Grupa We Are Robins, o której nieco więcej dowiemy się przy okazji zapowiadanego na maj tomu Wojna Robinów, jak i oryginalni Robini oraz pozostali pomocnicy sprawili, że Gotham jakoś trzymało się w całości. Rolę lidera przejął Dick Grayson, który w równie realny sposób zginął w tomie Wieczne Zło. Pierwszy Cudowny Chłopiec musi jednak poradzić sobie nie tylko z koordynacją nieformalnego zespołu, ale i z zagrożeniem z przeszłości. Jak pisałem wyżej- Grayson teoretycznie nie żyje. Jego zgon nie zmusił go jednak do siedzenia z Bat- jaskini i ukrywania się przed  światem. Wprost przeciwnie- dał mu szansę na rozwinięcie skrzydeł i zapewnienie sobie większej swobody, już poza rolą Nightwinga. Gdy Batman oficjalnie zginął w walce z Jokerem jego wolność musiała być jednak nieco ograniczona. Członkostwo w organizacji Spyral nadal zobowiązywało, lecz lojalność wobec Rodziny i miasta nie pozwalała na hasanie wedle własnego uznania. Tym bardziej w sytuacji, gdy żaden z podopiecznych Batmana nie nadawał się na przywódcę, a przynajmniej nie w takim stopniu jak on.

Nowe zagrożenie jakie czyha na Rodzinę to nie któryś z klasycznych przeciwników Batmana ani wewnętrzne zatargi, a tajemnicza osoba zwąca się Matką. Mimo familiarnego pseudonimu osoba ta mocno namiesza w głowach podopiecznym Mrocznego Rycerza, a i on sam będzie temu odrobinę winny. Każdy kto czytał Śmierć Rodziny wie, że Bruce Wayne uwielbia tajemnicze i zazwyczaj nie dzieli się informacjami nawet ze swoimi najbliższymi, co często kończy się katastrofą. A wszystko ma swoje korzenie jeszcze w czasach, gdy Dick był Robinem. Wówczas to pierwszy raz Dynamiczny Duet natknął się na Scarecrowa, ale potyczka z nim miała jeszcze drugie dno. Skrycie ukrywane przez jego mentora.

Oprócz Dicka w komiksie pojawiają się Red Hood i Red Robin. Obok nich stają Bluebird i Spoiler, z których ta pierwsza ma w końcu swoje pięć minut. Najbardziej zadziwia jednak Cassandra Cain. Młoda dziewczyna mimo mikrej postury i dziewczęcej niewinności najlepiej radzi sobie z całej młodocianej ferajny. Obok nich jest grupa We Are Robins, która pełni funkcję bodyguardów Bruce Wayne’a, chwilo pozbawionego nietoperzowego alter ego. Warto też wspomnieć o niejakim Orphanie- który, podobnie jak Cassandra, ma silnie powiązania z Matką.

Rysowników tu troszkę nasiało, ale poziom wizualny tomu jest zadowalający. Żal trochę, iż Grayson nie nosi już stroju Nightwinga, tym bardziej, że w cywilu kojarzy się mi się z lichą wersją Jamesa Bonda. Plus jednak za jeszcze bardziej punkowy styl Harper Row i sprzeczny z naturą wygląd Cassandry Cain. Myślę, że okładka tomu najlepiej oddaje jego całość- jest na co popatrzeć, ale niech nikt nie spodziewa się artystycznych cudów.

Mogę powiedzieć otwarcie- Wieczni Batman i Robin zapowiadają się lepiej niż Wieczny Batman. Komiks ten ma sobie równie wiele zagadek, lecz przedstawionych w sposób o wiele bardziej zjadliwy niż miało to miejsce w przypadku solowego tytułu z Mrocznym Rycerzem. Może czyni to dynamika narracji lub ilość postaci, ale odnoszę wrażenie, że James Tynion IV nieco usprawnił swoje zdolności, a Scott Snyder dołożył nieco więcej cegiełek do fabuły. Pozostaje czekać na kontynuację, po drodze zatrzymując się na Wojnie Robinów.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu lub wybranych punktach sprzedażowych.