Droga do Odrodzenia- Superman: Ostatnie dni Supermana

Zwykle śmierć superbohatera ma miejsce przy okazji jakiegoś głośnego eventu i ginie on w sposób godny wojownika.Oczywiście jest on wówczas należycie opłakiwany, co ukazane jest nikiedy w osobnych miniseriach. Droga do Odrodzenia: Superman- Ostatnie dni Supermana jest następstwem wydarzeń z poprzednich tomów. Mówiąc prościej- Supermanowi znowu przychodzi umrzeć. Tym razem Kostucha przyszła po Supka z New 52! . Dlaczego konkretyzuję, o którego Kal- ela chodzi? W czasie tych wydarzeń w jednym świecie przebywa dwóch Ostatnich Synów Kryptona- ten drugo ocalał z zagłady swego uniwersum, wraz z żoną Lois i synkiem Jonem. Nie pełnił on żadnej oficjalnej funkcji i nie rzucał się w oczy. Miało tak być na dużo dłużej- oto jednak oryginalny Superman z tego świata odchodzi. Czy więc „imigrant” z innej Ziemi zastąpi go na stanowisku? I czy w ogóle będzie musiał go zastępować? W końcu to Człowiek Ze Stali.

Co się wydarzyło, iż heros umiera? Znaczenie miały trzy zjawiska, z których nie wszystkie ukazane były w Polsce. Najbardziej zapamiętane przeze mnie to fatalna wizyta na Apokolips i nabycie mocy, która niekoniecznie jest dobra dla Kryptonijczyków. Pozostałe to walka z niejakim Rao i terapia kryptonitem. Te oto trio sprawiło, że kuloodporny heros traci siły w błyskawicznym tempie. Nie byłby on jednak sobą, gdyby swe finalne dni nie poświęcił superbohaterzeniu.

New 52! ustąpiło Odrodzeniu, lecz pewne przypadłości pozostały. Jedną z nich jest nadmierna liczba rysowników. Nie jest to wada znacząca dla mnie osobiście, ale komiks żegnający samego Supermana powinien być nieco bardziej spójny, tym bardziej jeśli ma się pod ręką kogoś tak dobrze radzącego sobie jak Mikel Janin. Rysownikowi udaje się prefekcyjnie uchwycić charakter Supermana- jego mimikę, postawy i to w jaki sposób jest przedstawiany w obliczu choroby. Mimo niej prezentuje się bowiem majestatycznie, lecz widać, iż nie jest to dawna chwała. Tomasi stawia przed nim nawet potężnego przeciwnika- Supermana. Ktoś zapyta- olejny Superman? Tak- tym razem będący efektem ubocznym walki z Rao i bardziej wytworem energii słonecznej jaką władał Kal- el, niż biologicznym bytem. Łotr ten w pewnym momencie jest na tyle potężny, iż utrzymuje się na nogach w obliczu dwóch Supermanów, Supergirl, Batmana i Wonder Woman- na koniec mamy więc naprawdę dobre widowisko bitewne.

Peter J. Tomasi jest oceniany bardzo dobrze. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że początek jego runu Supermana w Odrodzeniu jest lepszy niż ten w New 52! cenionego Granta Morrisona. Tomasi nie stawia tu wyłącznie na akcję i nadzwyczajne popisy herosa, a stara się uwypuklić jego ludzką, coraz bardziej słabą stronę. Choroba wykańcza sukcesywnie Ostatniego Syna Krytptona, jak miało to miejsce z nowotworem Mar- Vella w Życiu i śmierci Kapitana Marvela. Autor nie dał na szczęście odejść mu z głową na poduszeczce- jak wspomniałem Supek działą aktywnie i nadal ma siłę zdolną gnieść stal.

Ostatnie dni Supermana to pełne szacunku pożegnanie herosa, który może i był nieco inny niż pierwowzór, ale jego czyny na długo pozostaną z nami. W końcu to on zrozumiał, iż bieliznę nosi się pod spodem i jako zamiast smętnej Lois Lane wybrał o wiele bardziej pasującą do siebie Wonder Woman. A poważniej… Liczę na mały powrót tego Supermana, bądź takie rozwiązanie fabularne, aby nie odszedł on na zawsze przyćmiony wkrótce zapewne przez starego/ nowego Kal- ela. Poziom jaki prezentuje Peter J. Tomasi nastraja pozytywne na dalsze przygody Supermana i może jest on nieco inny, ale… don’t mess with 'S’.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu lub wybranych punktach sprzedażowych.