Jonah Hex: Garbate szczęście

Album ponownie składa się z kilki pomniejszych historii, mających miejsce na różnych etapach życia Jonaha Hexa. Wszystko utrzymane jest w klimatach brutalnego i bezlitosnego Dzikiego Zachodu, mającego w sobie coś na kształt klimatu serialu Westworld i groteski westernowych produkcji Quentina Tarantino. Zacznijmy więc od początku.

Nazywam się nikt przenosi nas w przyszłość głównego bohatera, gdy jego dłonie nie są już tak szybkie, a oczy nie tak celne. Na jego drodze stają Meksykanie i szybko przekonują ,  że amerykańska ziemia nie jest dla nich przyjazna. To jednak wstęp do innego, bardziej osobistego dla Hexa wątku.

Cztery małe świnki, krwawy western to coś, co spowodowało, że przypomniał mi się reżyser Pulp Fiction. Natrafiając bowiem na niewinne białogłowy można się natknąć, na coś więcej niż drobne domowe brudy. Prym dla mnie wiedzie Star Man. Mimo superbohaterskiego wydźwięku, opowiadanie to ma mówi o dwóch antybohaterach, po swojemu pojmujących sprawiedliwość i ich niecodziennej, szorstkiej, lecz pełnej zrozumienia dla wzajemnych motywów, relacji.

Tytułowe Garbate szczęście zawiera w sobie krótki origin Hexa i niesamowitą historię, pokazującą, że pozory mylą. Oto do małego miasta trafia banda ze sporą sumką zrabowanych pieniędzy. Pech chciał, że znajduje się tam i Jonah. Historia niesamowicie klasyczna, ale definiująca tym samym styl całej serii- nie uciekającej w zbytnie fantazjowanie, ale swą brutalnością i wszędobylską dającą jej rozpoznawalność.

Wiele opowiadań i wiele rysowników. I jedna zasadnicza wada serii- strona wizualna. Rafa Garres jako jedyny bodaj prezentuje zadowalający poziom w swoim Powrocie do Czarciej Łapy. Scena z walką z Indianami jest czymś co zapada w pamięć. Ale wracając do pozostałych rysowników- niestaranność i wiele, naprawdę wiele wad sprawiają, że Jonah Hex sporo traci i ciężko jest na czymś zawiesić oko. Realia Dzikiego Zachodu to wspaniałe pole do popisu, a miejscami odnosiłem wrażenie, że artyści koncentrowali się na ukazaniu krwi i flaków, zamiast ogółu surowego klimatu tamtych realiów, którym wszak krew i flaki nie przeszkadzały by, gdyby były elementem, nie zaś centrum.

Komiksy z udziałem Jonaha Hexa wydawane są dość niezauważenie, pomijane w listach pozycji koniecznych do zakupu i niknące pod naporem Odrodzenia, DC Deluxe czy serii Vertigo. Jak widać jednak Egmont nie zamierza zamykać serii, a jej kontynuacja zapowiedziana na rok 2018 ma zagościć na swych łamach rysowników takich jak Darwyn Cooke czy J.H. Willimas III. Póki co cieszmy się Garbatym szczęściem. Porządnym zbiorem kowbojskich opowieści, w sam raz na przerwę od trykotów.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.