Uniwersum DC Comics Odrodzenie: Liga Sprawiedliwości tom 2: Epidemia

Liga Sprawiedliwości niekwestionowanym numerem jeden wśród supergrup DC. Ani cieszący się dość sporą popularnością ostatnimi czasy Suicide Squad, ani targetowani na określoną grupę wiekową Teen Titans nigdy nie osiągną tego, co grupa pod nieformalnym dowództwem Batmana i Supermana. W okresie Nowego DC Comics! za ich przygody odpowiadał doświadczony w komiksie superbohaterskim Geoff Johns i eventy takie jak Wieczne Zło wyszły spod jego ręki naprawdę dobrze, mimo kilku zmian w charakterze herosów, które osobiście niezbyt mi przypasowały. W Odrodzeniu otrzymaliśmy nowego/starego Supermana, dwoje niedoświadczonych Green Lanternów w miejsce Hala Jordana i tym samym odświeżenie relacji między bohaterami. Ale czy zmiana składu wystarczy by nie tylko utrzymać dotychczasowy poziom, ale i zgodnie z nazwą cyklu wydawniczego- nieco odnowić serię?

Liga Sprawiedliwości to solidny skład. Taki, który pozornie nie ulega emocjom jak strach. Pozornie, gdyż Brian Hitch solidnie rozpoczyna tom, ukazując zespół ugięty pod własnymi fobiami. JL nie byliby jednak sobą, gdyby szybko z nim sobie nie poradzili, lecz okazuje się on jedynie początkiem kłopotów. Wstępem do nich są dość niecodziennie układające się relacje między poszczególnymi jej członkami. Flash i świeżo upieczona Green Lantern, Jessica Cruz, zawierają zbliżają się do siebie, zaś koronowane głowy, Aquaman i Wonder Woman, stają się nadto polityczni, a Batman i Superman niemal tradycyjnie skaczą sobie do gardeł. Czy to zwykła zmiana spowodowana nadmiarem przygód, czy ingerencja z zewnątrz?

Odpowiedź nie jest oczywista. Hitch tworzy zagadkę, która jest dość ciężka do rozwikłania dla herosów, tym bardziej, że co chwila pojawiają się kolejne komplikacje, a niektórzy jej członkowie nie odpowiadają na wyzwania. Za nieoczekiwanymi zdarzeniami nie stoi jednak żaden z superłotrów, co nie znaczy, że takowi się tu nie pojawią. Amazo i wielu innych, dość egzotycznych i nieco zapomnianych, złoczyńców zmierzy się z niepełnym składem Ligi. Brak tu jednak kluczowych dla dalszych wydarzeń pojedynków- ot międzybranżowa bijatyka.

Epidemia naładowana jest akcją. Każdy z członków Ligi, razem i z osobno, mierzy się z co rusz nowym zagrożeniem o dużej skali. Niestety, autor narzuca niemożliwe tempo, które nawet w konwencji superbohaterskiej zdaje się gubić to co w niej najlepsze. Postaci ponownie wydają się płytkie i gdyby nie solowe serie z ich udziałem wydawane przez równolegle przez Egmont, można by zaryzykować stwierdzenie, iż zostały one cofnięte o kilka dekad.

Pamiętam, że debiut JL w The New 52! zilustrował Jim Lee i był to dla mnie koronny argument za jej zakupem. Legendarny twórca opuścił serię, ale zastąpili go tacy twórcy jak Gary Frank czy Ivan Reis, równie dobrze oddający styl Johnsa. Rysownicy na czele z Neilem Edwardem nie są tak przekonujący, prezentując dość przeciętny poziom. W zamian za dość pomysłowe wizje, jakie pojawiały się w poprzednim okresie, otrzymujemy niezapadające w pamięć plansze, które jak na serię o tej skali mogły, a nawet powinny być lepsze. Nie ma tu na szczęście rażących wad, ale czy ich brak to faktycznie zaleta?

Drugi tom odrodzeniowej Ligi Sprawiedliwości to kontynuacja pewnego trendu z Maszyn zagłady, delikatnie jednak podnoszący ogólny poziom. Dynamika jest tu podniesiona do poziomu krytycznego, co nie byłoby takie złe, gdyby pomysły scenarzysty nie miałyby potencjału. Odrobina więcej spokoju uczyniłaby zarówno ten, jak i poprzedni tom o wiele ciekawszą lekturą. Run Bryana Hitcha nie porywa mnie nawet w połowie tak bardzo jak Geoffa Johnsa, a i ten uważałem za dobry, lecz niewyróżniający się komiks superbohaterski. Nie jest to komiks tragiczny, który nie zadowoli akolitów Ligi Sprawiedliwości. Epidemia to po prostu opowieść, która nie rozwija w pełni potencjału, jaki w niej drzemie.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.

Recenzje pozostałych komiksów wydanych w ramach DC Odrodzenie.