Batman. Świt mrocznego Księżyca

Początki kariery Batmana nie były sielankowe. Nic dziwnego, że kiedy Bruce nabrał kilkunastego doświadczenia zawodowego, a grono jego podopiecznych zrobiło się liczne, postanowił nieco spuścić z tonu i skupić się na swoim życiu uczuciowym. Kiedyś trzeba, co nie? Ten komiks jest skierowany dla fanów starego, dobrego Batmana, który może nie wrócić do nas..

Batman: Świt Mrocznego Księżyca” podzielona jest na dwie historie. Obydwie skupiające się na początkach kariery Batmana w Gotham. Pierwsza z nich obrazuje konflikt pomiędzy grupami mafijnymi, a Doktorem Strange. Niedoceniany geniusz naukowca gryzie się ze światem mafijnym, dla którego główną wartością jest pieniądz i władza. Strange postanawia wyrwać się z objęć kryminalistów. Rozpoczyna niebezpieczne eksperymenty na dna ludzi, tworząc z nich niebezpieczne i bezwzględne kreatury. Zadanie Batmana jest proste. Musi wytropić naukowca i powstrzymać terror Gotham z pod jego ręki.

Dobrze trafiliście jeśli interesowały Was początki kariery Doktora Strange. Ukazany jest jako genialny naukowiec, którego świat nie docenia. Wręcz wyśmiewa jego eksperymenty i traktują go jako popychadło. Stereotypowe podejście do naukowców w powieściach. Nic dziwnego, że po wielu latach hańbienia jego imienia, postanawia wziąć odwet i pokazać kto tu tak na prawdę rządzi. Strange jest świetne poprowadzona postacią, której w pewnym momencie można zacząć kibicować. Gość ma łeb na karku. Nawet kiedy sytuacja robi się kiepska, ma przygotowany świetny plan awaryjny.

Strange nie jest jedynym punktem programu. Historia przedstawia również początki relacji Batman-Gordon. Brakowało mi potajemnych spotkań na dachu oraz nieoficjalnego udziału Batmana w sprawach. Tak jak w serialowym „Gotham”, tak i tutaj nie brakuje podziału na dobrych i zły gliniarzy. Niestety z lupą szukać tych dobrych.

Druga historia skupia się na wątku sekty porywających ludzi. Niekoniecznie w celach rekrutacyjnych. Akcja nabiera tempa, kiedy okazuje się, że założyciel organizacji jest „wampirem”! Obawiałem się, że będzie to typowa historia skupiona całości na wątku fantastycznym. Tak nie było! Fabuła jest dość przyziemna, a jej klimat można przyrównać do starych filmów o wampirach, gdzie tępiło się je srebrnymi kulami, kołkami i czosnkiem. Ba! Nawet nie zabrakło poprowadzonego wątku w zgodnie opuszczonym zamki i pułapek z rodem klasycznych horrorów np. przesuwających się ścian.

Tam gdzie potwory, tam i piękne kobiety do ratowania. Co prawda zbędne, ale autor skupił się na wątku uczuciowym Bruce’a i zamieścił w powieści kolejną damę. Ten wątek kompletnie mi nie podpasował. Relacja głównie skupiała się na nocnych bara bara oraz uciekaniu miliardera z randek (sporadycznie ich olewania). Nie brzmi to na zaangażowaną relacje z obojga stron, a autor posłużył się tu terminem „miłość”. Cóż.. co kto lubi. Dla mnie było to mocno przesadzone i zbędnie użyte słowo.

Lektura obowiązkowa dla osób stęsknionych za starym, dobrym Batmanem. Obydwie historię są ciekawie poprowadzone i skupione na początkach Batmana, który nie zawsze radził sobie na medal. Komiks jest dość gruby, ale czyta się go bardzo szybko. Nie nudziłem się przy nim. Pomijając kiepski wątek miłosny, nie zauważyłem więcej rzeczy do których można by się przyczepić. Przyznam szczerze, że dawno nie czytałem dobrego czytadła o Mrocznym Rycerzu jak to. Może dlatego, że skupiłem się ostatnio na Rebirthowym Batmanie, który raz za razem wali gafy relacyjne z Bat-Family i postanowił w końcu wyjść za mąż. Całe szczęście, że mamy wydania Deluxe!

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.