Kaznodzieja tom 4

Egmont w ostatnich miesiącach obficie zarzuca nas komiksami ze stajni Vertigo. Czwarty tom Kaznodziei ukazał się stosunkowo szybko po swym poprzedniku i jedno można być pewnym- Garth Ennis nie odpuszcza. Jesse, Tulip i Cassidy konfrontują się z Graalem, w międzyczasie racząc nas kilkoma opowieściami z przeszłości.

Na początek otrzymujemy solową historię Herr Starra. Ekscentryczny przywódca organizacji Graal ukazany jest w niej jako prawdziwy twardziel z ogromnymi ambicjami, które podsycane są dodatkowo widokiem wręcz groteskowo otyłego D’Aronique i potomka, a jakże, Jezusa Chrystusa. Fani Kodu Leonarda da Vinci nie będą jednak zachwyceni widokiem dziedzica Mesjasza, zaś osoby wrażliwe na punkcie swojej wiary niech lepiej przekartkują fragmenty z jego udziałem.

Ukazanie przeszłości Starra to niejedyna podróż w przeszłość. Swoje pięć minut mają Gębodupa i skoligaceni z Custerem, Jody i T.C. . Historia z tym ukazuje młodzieńca zafascynowanego grunge’m i stylem życia niecieszącym się poważaniem wśród społeczeństwa. Biorąc pod uwagę styl muzyczny jakiemu hołduje ten nieszczęśnik łatwo domyślić się, w jaki sposób i pod wpływem kogo zdecydował się na tak samobójstwo.  Wspomnienia o dwójce kontrowersyjnych Teksańczyków, którzy ponieśli zasłużoną śmierć już w pierwszym tomie serii, są finałem powyższego tomu i nie pozwalają ochłonąć ani na moment. Autor daje im szansę na zaprezentowanie czemu ktoś tak waleczny jak Jesse miał z nimi problem, lecz ani przez chwilę nie czułem żalu dla tego piekielnego duetu.

Ale nie wszystko to wyłącznie historie poszczególnych bohaterów, akcja bowiem rusza z kopyta. Powraca Święty od morderców i pod wpływem informacji, które w poprzednim tomie zdobył Jesse wyrusza na wojnę z Graalem. Ciężkozbrojna armia kontra człowiek uzbrojony w colty walkery? Wynik wydaje się być przesądzony. Batalia ta jest jednym z najmocniejszych momentów całej serii. Będzie ona zresztą miała bardzo poważne konsekwencje dla trójki protagonistów, których relacje odmienią się na jakiś czas.

Jeśli mówimy o relacjach. W poprzedniej części irlandzki krwiopijca i hulaka Cassidy pod wpływem alkoholu, który jak widać preferuje bardziej od tradycyjnego napoju wampirów, wyznaje Tulip swą miłość do niej. I nie ma w tym za grosz romantyzmu- na całe szczęście. Tutaj nie odpuszcza i przy nadarzającej się okazji ponownie czyni zakusy na serce kobiety swego przyjaciela, któremu zresztą deklarował dozgonną wdzięczność. Co prawda czyni wobec niego zacny gest, ale to tylko wyrównuje jego podłości.

Ennis jest mistrzem wplatania pomniejszych opowiastek do głównego wątku. Tutaj otrzymujemy między innymi opowieść niedoszłego bohatera NASA oraz wątek z pewną szaloną familią, która przygarnęła Herr Starra. Ku jego nieszczęściu. To właśnie takie sytuacje nieco przekrzywiają obraz tego, jakim chciałby być przywódca Graala. Zamiast nieugiętego lidera potężnej międzynarodowej organizacji, otrzymujemy pechowca, nad którym Opatrzność zdaje się nie czuwać, zajęta zapewne ucieczką przed Custerem.

Jeśli ktoś nadal nie posiada tej serii na półce niech sięga po oszczędności i rusza nadrobić zaległości. Nawet kosztem komiksów superbohaterskich. Kaznodzieja to pozycja kultowa, należąca do kanony, który po prostu trzeba znać. Nie neguję tutaj klasyki z herosami w pelerynach, ale jeśli ktoś chce oderwać się od Supermana i spółki lub konkurencji, niech sięga po tę serię. Początkowo może co wrażliwszych może mierzić czarny, momentami dosłowny i bezpośredni humor Ennisa lub jego prztyczki w nos rozdawane rozmaitym grupom społecznym, ale znakomita narracja, wielowymiarowość i oryginalne i zapadające w pamięć prace Steve’a Dillona to wystarczające argumenty, aby postawić ten i pozostałe tomy na półce.