WKKDC #52: JLA – Amerykańska Liga Sprawiedliwości: Nowy Porządek Świata

Grant Morrison to jedna z najbardziej zasłużonych i owianych legendą nazwisk komiksu. Jego epokowe dzieła, jak Azyl Arkham czy All- Star Superman są uznawane za arcydzieła, a jego prywatne ekscesy, jak magiczny spór z Alanem Moore’m czyni z niego dość enigmatyczną i szaloną postać. Czy jednak można wszystkie jego dzieła za prawdziwe klejnoty? Wszak nawet najlepszym zdarza się nieco słabszy okres bądź okres pozbawiony znamion geniuszu. Czy z serią JLA w jego wykonaniu tak właśnie jest? Recenzja kolejnego tomu WKKDC!

Świat superbohaterów nie byłby taki wyjątkowy, gdyby nie periodyczne inwazje kosmitów. Tak jest i tutaj. Ziemię nawiedza tajemnicza rasa zwąca się Hiperklanem. Pod tą dumną nazwą kryją się osobnicy niezwykle niebezpieczni, o czym prędko przekonuje się Amerykańska Liga Sprawiedliwości. Kosmitom ulegają takie potęgi, jak Superman czy Wonder Woman. Wśród herosów jest na szczęście ktoś, kogo nie warto ignorować, mimo jego niepozorności względem silniejszych towarzyszy.

Ostatnimi czasy popularny stał się kosmos Marvela, lecz pozaziemskie światy ze stajni DC nie ustępują Strażnikom Galaktyki i kosmicznym imperiom Kree i Skrulli. Obok niekończącego się konfliktu między Nową Genezą a Apokolips i działań Korpusu Zielonych latarni i podobnych mu jednostek z inną barwą pierścienia istnieje Mars, a raczej to, co z niego zostało. Niegdyś Czerwoną Planetę zamieszkiwały dwie rasy. Jednej z nich przedstawicielem jest J’onn J’onnz. Postać to cywilizowana, zaprzeczająca wizji zielonego ludka ze spodka, dokonującego szaleńczej inwazji. Inaczej jest z drugą nacją zamieszkującą marzenie kolonizacyjne Elona Muska. Ale o nich dowiecie się już na łamach komiksu.

Howard Porter nie zapisał się w mojej pamięci, tonąć gdzieś pośród dziesiątek mniej charakterystycznych rysowników. Tutaj się to jednak zmienia i niestety nie w pozytywnym sensie. Artysta z jednej strony ma wyraźną wizję bohaterów z JLA, mieszczącą się w okresie wciąż mało znanym w Polsce, gdzie widzimy długowłosego Supermana czy Aquamana z protezą ręki. Wszystko byłoby dobrze, nieco nawet ponad przeciętność, gdyby nie fatalne poczucie anatomii. Nie wydaje mi się, aby rysownik o jego statusie miał takie braki warsztatowe, więc winą można obarczyć pośpiech bądź lenistwo Portera. Kształty głów, ułożenie ciała czy mimika pozostawiają wiele do życzenia.

Nowy Porządek Świata jest komiksem otwierającym dynamiczną i ciekawą epokę w historii Ligi Sprawiedliwości, niemniej jednak sugerując się prestiżem Morrisona, spodziewałem się czegoś bardziej nieprzewidywalnego, podczas gdy to niemal klasyczna historia o potyczce grupy herosów z niezidentyfikowanymi najeźdźcami, która posiada pewien ciekawy element zaskoczenia. Nie na tyle jednak duży, aby nazwać powyższy komiks epokowym. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby właśnie nie wyskie oczekiwania względem szkockiego scenarzysty, który tutaj najwyraźniej pozwolił sobie na lekki odpoczynek. Do tego dość niedopracowana kreska Howarda Portera stawia ten komiks decydowanie niżej niż Gwóźdź czy Wieżę Babel.