WKKDC #63 – Superman: Co się stało z Człowiekiem Jutra?

Jak na pisarza o takiej renomie jak Alan Moore rzadko tworzy on komiksy z klasycznymi superbohaterami DC czy Marvela. Jego dorobek tytułów zestandardowymi herosami jest dość ubogi, jak na autora o tej renomie. Jednak jak już coś stworzy to jest to pozycja pierwszoligowa. I nawet nudny dla wielu Superman pod jego pieczą staje się bohaterem założonym i zamykającym usta jego przeciwnikom. Co się stało Człowiekiem Jutra to coś więcej klasyk. Z tych, które nie przynudzają i niosą ze sobą jedynie wartości historycznej, ale są porządną lekturą, odporną na upływ czasu.

Komiks podzielony jest na trzy historii. Każda z nich naznaczona jest pewnym fatalizmem. Nie przywykliśmy bowiem do tego, aby Kal-el balansował na granicy śmierci i to śmierci o pozbawionej heroizmy walki z Doomsdayem. Tytułowe opowiadanie od początku daje czytelnikowi poczuć napięcie. Dowiadujemy się, że Superman nie żyje, a przynajmniej zniknął dekadę temu. W tym czasie Lois Lane zdążyła znaleźć sobie nową miłość i doczekać się potomka. Przeprowadzający z nią wywiad reporter Daily Planet stara się dociec gdzie to podział się Ostatni Syn Kryptona. Mieszając retrospekcje z teraźniejszością, Moore pokręca napięcie, a dorzucanie do kotła coraz to nowych problemów sprawia, że kuloodporny heros zaczyna wydawać się coraz słabszy. I na tym oparte jest spojrzenie twórcy Strażników na kanonicznego bohatera. Moore nie uczłowiecza go, lecz pokazuje, że pod klatą z wielką 'S’-ką bije ludzkie serce. Z wszystkimi obawami i niepewnościami, szczególnie tych dotyczących najbliższych.

Kolejna historia rzuca nas na luizjańskie bagna, gdzie Kal-el spotyka Swamp Thinga. Skąd ta wizyta Supermana na Bayou? Na Ziemię spada mały meteoryt i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zawierał na sobie fragmentu fauny Kryptona. Fauny, która przetrwała zagładę i nie stała się kryptonitem, co nie znaczy, iż nie stanowi ona zagrożenia dla Obrońcy Metropolis. Ale w końcu zielony mieszkaniec bagien jest ekspertem od wszelkiej roślinności nieprawdaż? Ciężko, duszna atmosfera jest małą próbą tego, co wyprawia Moore w swej serii o Swamp Thingu. Jeśli jeszcze jej nie macie, poczyńcie starania o zmiane tej sytuacji. Pośród rosnącej liczby tytułów Saga o Potworze z Bagien to niezmiennie absolutny „must have”.

Ostania opowieść przywołuje Mongula. Nieco niedzisiejszego superłotra, przy całej swej otoczce retro SF dość groźnego. I to nawet wobec Wonder Woman i Batmana. A co z Supermanem? Clark ma swoje problemy, nader osobiste, nader rodzinne. Moore daje nam mały pokaz alternatywnych losów Kal-ela o dość politycznym charakterze.

Niektórych artystów współpracujących z Moore’m możecie znać. Rick Veitch pracował z nim na łamach Sagi o Potworze z Bagien. I właśnie on ilustruje rozdział z żywiołakiem. Wprawne oko zauważy też prace Dave’a Gibbonsa, które, choć pozbawione „strażnikowego” mroku nadal robią wrażenie. Pojawia się też niezastąpiony George Perez, człowiek czyniący z każdej historii, w której się pojawi prawdziwe wizualne arcydzieło.

Co się stało z Człowiekiem Jutra zasługuje na miano jednego z największych tytułów z Supermanem. Stylistyka żywo przypomina komiksy, dla których czas nie był łaskawy, lecz Moore to artysta ponadczasowy i nawet nie sięgając po mroczne schematy rodem z Miraclemana ,potrafi stworzyć dzieło wiarygodne. Pisarz zachowuje pewne schematy należne Supermanowi, część z nich nawet podkreśla. Crossover z Swamp Thingiem i uwypuklanie w nim jego umiejętności to najlepszy tego przykład. Równocześnie heros jest przy tym ludzki, powiedziałbym nawet kruchy. Ukazywanie współczesnych komiksowych „bogów” jest charakterystyczne dla autora z Northampton i znalazło odzwierciedlenie i tutaj. W znacznie łagodniejszy jednak sposób niż w przypadku Doktora Manhattana i spółki.

Niezwykle cieszę się z wydania tego komiksu. Jednocześnie liczę na inspirowane tym dziełem Whatever hapenned with Caped Crusader Neila Gaimana. WKKDC da nam jeszcze kilka komiksowych arcydzieł, choć nie ukrywam, że ujrzałbym wydanie specjalne, które rzecz jasna nie byłoby dublem. Powyższy komiks mógł umknąć wielu ludziom, szczególnie że wielu porzuciło prasowe kolekcje. Jest jednak dowodem, że warto je śledzić, choćby dla wybranych tytułów.