Batman: The Last Knight on Earth #1

Cykl „DC Black Label” rozbudził wyobraźnie fanów i wywołał falę komentarzy. Niec dziwnego- zawiera on bowiem wiele tytułów, które kwalifikują się do komiksowej ekstraklasy. Sęk w tym, że spora część z nich to te związane z Batmanem. I tak z wydanych pozycji już pod tym szyldem „Batman” The Last Knight on Earth”. Historię autorstwa znakomitego duetu Snyder-Capullo. Autorzy powracają z przytupem i otwierają oczy swoim krytykom, którzy wieszali na nich psy pod koniec runu w „Nowym DC Comics!”.

Wszystko zaczyna się dość rutynowo. Batman pędzi swym wehikułem przez miasto, gdy dostaje zgłoszenie o niepokojącym incydencie przy Crime Alley. Miejscu kluczowym dla niego samego. Na miejscu spotyka chłopaca w dość opłakanym stanie. Chwila nierozwagi i oto akcja przenosi się do szpitala psychiatrycznego, w którym Bruce Wayne odbywa terapię. Nie muszę chyba wspominać, jaki to ośrodek i kto w nim przebywa. To jednak dopiero połowa szalonej jazdy, jaką funduje czytelnikowi scenarzysta.

Alfred Hitchcock mawiał, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem musi stopniowo zwiększać napięcie. Scott Snyder najwyraźniej silnie inspirował się mistrzem suspensu i w swoim komiksie zastosował się do tej rady. W kolejnej części dostajemy wątek iście postapokaliptyczny. Batman budzi się na pustyni i znajduje tajemniczy lampion z niecodzienną zawartością- głową Jokera. Żywą i gadającą mimo wyraźnego braku reszty złoczyńcy. Tak oto dwaj odwieczni wrogowie wyruszają w podróż po przerażającym świecie, którego szczegółów jednak nie chcę zdradzać.

Greg Capullo doskonale rozumie pomysły swego kolegi. , Wizualnie prezentował jednak zbliżony poziom. W przypadku „Batman: The Last Knight on Earth” rysownik podobnie utrzymuje swój kunszt i w różnych od siebie lokacjach zapewnia nam odpowiedni do nich klimat. Dominuje tu upiorność i groteska. A dwaj główni bohaterowie są pozbawieni swojej chwały. Batman wygląda i być może jest szaleńcem, zaś szaleniec Joker budzi uczucie irracjonalnego niepokoju.

Nowa seria Scotta Snyder i Grega Capullo ma szansę zapisać się w mitologii Batmana w chwalebny sposób. Autorzy dają nam odważną i ryzykowną koncepcję. Pierwszy zeszyt to trochę za mało by prorokować, ale mam nadzieję, że twórcy unikną wtórności i nie zobaczymy w dalszych częściach nietoperzowej wersji „Staruszka Logana”. Na razie element postapokaliptyczny ma zupełnie inny wymiar, a wątek ze szpitalem psychiatrycznym to istny majstersztyk. Czekam na kolejne części i ma się rozumieć wydanie tego tytułu na naszym rynki.