WKKDC #76 – Batman: Dynastia Mrocznego Rycerza

DC Comics w ostatnim czasie dokonało dość istotnej reformy swoich linii wydawniczych, z których najgłośniejsza była kasacja DC Vertigo. Na nic zdały się usprawiedliwienia, że tytuły spod legendarnego szyldu przejdą do DC Black Label. Fani byli rozczarowani, ale jestem pewien, że za jakiś czas wszystko się unormuje. W tym całym zamieszaniu zapomnieć można o cudownym cyklu „Elseworlds”. To w jego ramach powstał „Superman: Czerwony Syn” czy „Kingdom Come: Przyjdź Królestwo”. Siedemdziesiąty szósty tom WKKDC przypomina nam historię z udziałem Batman, a raczej Batmanów, którzy w alternatywnej rzeczywistości mierzą się z pradawnym przeciwnikiem.

Tom otwiera historia z wieków średnich. Oto z Joshua z Wainwright, niegdysiejszy templariusz, opowiada przed osądzającym go trybunałem historię rodem z sennego koszmaru. Wspomina wyprawę, podczas której wraz z towarzyszami zobligowani byli chronić relikwię i rycerze spełnili by swój uświęcony cel, gdyby nie nadnaturalna przeszkoda. Ta część historii ma w sobie sporo znamion mrocznego fantasy z całą gamą średniowiecznego chłodu. W pomysłowy sposób podchodzi też do dziedzictwa rodu Wayne’ów i symboliki nietoperza, tutaj niepowiązanej wyłącznie z Bruce’m.

Co nie oznacza, że „Mroczna Teraźniejszość” i „Mroczna Przyszłość” są kiepskimi rozdziałami. We współczesności spotykamy Bruce’a Wayne’a, lecz w odrobinę odmiennych okolicznościach. Thomas i Martha nie giną, a ich firma rozrasta się do potężnych rozmiarów. Do tego Bruce żeni się z piękną Julie Madison i wiedzie udane życie, bez traumy z dzieciństwa i plejady psychopatów na karku. W głębi duszy coś jednak go wzywa i wkrótce będzie mu dane, odpowiedzieć na ten zew. Kolejna opowieść przenosi nas pięćset lat w przyszłość. W czasy, w których Gotham podzielone jest na dwa poziomy. Dolny, naziemny to podłe miasto, z kolei unoszące się nad nim Górne Gotham jest metropolią przyszłości i miejscem dla ludzi sukcesu. To tam żyje rodzeństwo Wayne’ów- William i Brenna. Niestety nie oznacza to podwójne dawki Batmana, gdyż nietoperzowe dziedzictwo kultywuje jedynie kobieta. Działając jako Batwoman, trafia na ślad wielowiekowego zagrożenia, które za sprawą pojawienia się niebezpieczeństwa ze strony zbliżającego się meteorytu znów budzi się do życia. Tu Michaeal W. Barr skupił się na heroicznej stronie historii, nie futuryzując nadmiernie i nie rozmywając finału swej trzyczęściowej opowieści.

Nie będzie wielkim spoilerem, jeśli powiem, że badassem tego tomu jest Vandal Savage. Łotr ten to materiał na serię solidnych powieści przygodowych. Tylko pomyślcie. Człowiek ten żyje od czasów, gdy ludzie polowali na mamuty. Dzięki uzyskaniu nieśmiertelności miał okazję aktywnie brać udział w najważniejszych historycznych wydarzeniach i nie mam tu na myśli biernej obserwacji. Savage ponoć był Czyngis-Chanem, doradcą Napoleona i Hitlera, a to dopiero fragment jego biografii. W galerii złoczyńców DC jest zdecydowanie niedoceniony, tym bardziej że nie zawsze był tym złym. „Dynastię Mrocznego Rycerza” należy poznać choćby ze względu na tego niezwykle elokwentnego jaskiniowca.

Każda z opowieści otrzymała swoich rysowników. I tak historia z udziałem rycerza z Wainwright nieco przypomina prace Cary Norda z „Conana”,co świetnie pasuje do mroku wieków średnich. Współczesność nie jest tak oryginalna, choć w niej najlepiej widać antropologiczne pochodzenie Savage’a. Masywna sylwetka, wydatne rysy twarz i niskie czoło jasno dają nam do zrozumienia, że Vandal narodził się w czasach, w których panowały nieco odmienne standardy piękna. Przyszłość nieco mnie zawiodła. Pryzwyczajony do neonowych barw cyberpunku i SF, odniosłem wrażenie, że czasy Brenny Wayne są pozbawione tej szczególnej jaskrawości.

„Batman: Dynastia Mrocznego Rycerza” z pewnością pokazuje, jak bardzo plastyczna jest postać Obrońcy Gotham. Batman nie jest już bowiem jednostką a ideą. Archetypem herosa, który istniej e tu dosłownie przez wieki. Pozostaje jednak pewien niedosyt. Każdą z historii swobodnie można by rozbudować i dać podwaliny do niezłej alternatywnej rzeczywistości. Tymczasem nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Barr dał nam jedynie zajawki czegoś bardziej monumentalnego. Aczkolwiek polecam sięgnąć po ten tom, gdyż niebanalne pomysły nawet nie w pełni rozwinięte mają potencjał. I kto wie? Może przyszłość przyniesie dalszy ciąg…