Hal Jordan and the Green Lantern Corps vol 6: Zod’s will

Byłem naprawdę zadowolony z poprzedniego tomu „Hala Jordana”. Nie było to arcydzieło, ale komiks dostarczał jako przyjemne czytadełko. Technicznie tom szósty robi to samo. Historia jest prosta i sensowna, rysunki są świetne, ale Venditti i spółka nie robią tu nic nowego. Pytanie brzmi, jak długo można pisać „okej” komiks, żeby ten nie stał się nudny i powtarzalny?

Wspominałem sobie wcześniejsze tomiki Green Lanternów z Rebirth i szczególnie pierwszy wydaje się świeży i po prostu najlepszy. Im dłużej o tym myślę, coraz bardziej przekonuję się, że „Hal Jordan and the Green Lantern Corps.” to tytuł po prostu równy. Dobry z powodów, które wymieniłem we wstępie. Problem jest tylko taki, że po drodze brak większych „wstrząsów”. Na przykład „Batman” Kinga zmieniał jakość cały czas i stawiał na zwroty akcji, przez co o tym tytule można powiedzieć więcej, paradoksalnie pochlebniejszych rzeczy. Tymczasem Lanterni są constans. I to trochę męczy, że nic w nim nie idzie w górę.

„Bądź wola Zoda” stawia na akcję. Hal i Kyle zostają uwięzieni przez generała Zoda na planecie, którą wraz z Eradicatorem przekształca w nowy Krypton. Osią fabuły jest ucieczka Raynera i odsiecz Lanternów, którzy muszą walczyć z przychylnymi Zodowi tubylcami i rodziną generała.

Trochę nie podoba mi się taka decyzja. „Hal Jordan” w moim odczuciu stał zawsze bardziej relacjami, niż efekciarskimi fabułami. Zawsze chwaliłem bardziej szacunek scenarzysty do postaci, niż kolejne walki. Niestety, Robert Venditti odpuścił najmocniejszy punkt swojej serii robiąc z całości akcyjniaka. I to może się podobać, ale już przyzwyczaiłem się, że seria oferowała też wątek męskiej przyjaźni i liczne highlighty moich ulubionych postaci. Nie musi to być od razu „Moda na sukces” z milionem sub-plotów i cliffhangerem co strona. To czego bym chciał to odrobina różnorodności. Nie pogardziłbym dla równowagi historią o pojedynczej postaci, albo taką, która będzie eksplorować psychikę bohaterów.

„Hal Jordan and the Green Lantern Corps” w swoim szóstym tomie łapie zadyszkę. Został mi jeszcze jeden, finałowy wolumin i mam nadzieję, że będzie to godne zakończenie serii. Mimo wszystko, i czytelnicy i bohaterowie na to zasługują. Jak widać, słabsza fabuła tylko zaostrza apetyt na Green Lanternów.