Jonah Hex: Licząc trupy

Jonah Hex” to seria wydawana przez Egmont, którą zdają się omijać wszelkie cięcia, ale i nieciesząca się sławą choćby „Batmana”. Przygody rewolwerowca z niezbyt urodziwym obliczem doczekały się właśnie dziewiątego tomu, w którym podziwiać możemy prace niezapomnianego Darwyna Cooke’a. Ale czy jego obecność sprawia, że „Jonah Hex: Licząc trupy” jest czymś więcej niż zbiorem opowiastek rodem z Dzikiego Zachodu?

Masakra w Hill House pokazuje, jakim niełatwym kawałkiem chleba była najemna praca Hexa. Ironicznie można powiedzieć, że walczył z trudnościami freelancerów, zanim to było modne. Na jego korzyść co prawda przemawiała para rewolwerów, ale nawet one nie gwarantowały pewnej wypłaty. W opowieści też widać, że Jonah ma nie tylko celne oko, ale i bystrym, potrafiący kojarzyć fakty umysł.

Wielka cisza jest chyba najsmutniejszą częścią tego tomu. Główny bohater nie jest kojarzony ze stabilnymi związkami z kobietami, a w tej historii wydawało się, że naprawdę niewiele zabrakło, aby Hex stał się porządnym obywatelem, na dodatek u boku kobiety, która pasowała do niego idealnie. Tu warto wspomnieć, że autorem ilustracji jest Darwyn Cooke, o którym jeszcze wspomnę.

Duży potencjał tkwi w „Spadających gwiazdach”. Pojawia się w nim niejaki Starman, lecz nie chodzi tu o klasycznego herosa DC. Jego ksywka powiązana jest z odznakami szeryfów, którzy mimo pełnionej funkcji nie zawsze niosą sprawiedliwość. Na drugim biegunie wobec tej historii jest „Nie zatańczysz już nigdy”, która z preriowego twardziela zmienia Hexa w niezrównoważonego sadystę, choć jej początek zapowiadał się nieźle, a i rysunki Billa Tucci’ego mogły zadowolić.

Przez „Jonah Hex” przewinęło się już sporo rysowników. Tu mamy między innymi Dicka Giordano i Paula Gulacy’ego. No i przede wszystkim Darwyna Cooke’a. Jego twórczość nieodłącznie kojarzy mi się z „Nową Granicą” i „Strażnicy Początek: Gwardziści” gdzie akcja miała miejsce w powojennej Ameryce. Cofnięcie się w realia rewolwerowców wydawało się ryzykowne dla twórcy o tak charakterystycznej kresce. Cooke jednak był wybitnym autorem i to, co uczynił w „Wielkiej ciszy”, utwierdziło mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej.

„Jonah Hex: Licząc trupy” nie zalicza się w mojej ocenie do komiksowej literatury groszowej. Większość opowieści ma swój charakter i rokuje na coś więcej. Kłopot w tym, że owo „więcej” może stanowić płonną nadzieję i obawiam się, że autorzy kolejnym razem znów uraczą nas serią ciekawych, acz mało innowatorskich opowiadań. Niemniej jeśli dotąd Hex nie zraził cię swą facjatą, to dziewiąty tom jego przygód z pewnością da ci sporo frajdy.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.