Aquaman vol. 3: Throne of Atlantis (The New 52)

Dwa pierwsze tomy odświeżonego „Aquamana” spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem i udowodniły, że o niezbyt chlubnej przeszłości Arthura możemy już śmiało zapomnieć. Jednakże w tych tomach brakowało jednej istotnej dla tożsamości Aquamana rzeczy – nie był on królem Atlantydy. Aquaman: The Others” zakończyło się zapowiedzią czegoś przełomowego w tej kwestii. „Aquaman: Throne of Atlantis” kontynuuje ten właśnie wątek a na dodatek sprowadza Arthurowi nie lada wsparcie gdyż tom jest crossoverem serii „Aquaman” oraz „Justice League”. Pozostaje nam zatem sprawdzić jak istotne dla świata DC będzie to kto zasiada na Tronie Atlantydy, a także kto zagra w tej historii pierwsze skrzypce: Aquaman czy Liga?

Właściwą historię poprzedza jednozeszytowa opowieść o pierwszej wizycie Arthura Curry’ego na Atlantydzie. Poznajemy tutaj historię jego narodzin oraz tego kim była jego matka, ale przede wszystkim pojawia się tutaj Vulko, pochodzący z Atlantydy doradca tronu i zaufany człowiek matki Arthura, który to odegra ważną rolę tak w tym tomie, jak i w kilku kolejnych.

Wody Atlantyku. Okręt amerykańskiej marynarki wojennej przeprowadza testy nowych pocisków. Pojawia się jednak pewien problem, gdyż rakiety zostają wystrzelone samoistnie i to w dodatku w inne współrzędne. Pech chce, że rakiety te trafiają prosto w Atlantydę, która odbiera ten wypadek jako akt wypowiedzenia wojny i podnosząc poziom wody wypuszcza niszczycielskie fale wprost na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Pierwsza fala zatapia Metropolis, w którym Superman i Wonder Woman próbują uratować jak najwięcej cywilów. Jakimś cudem w mieście był wcześniej wspomniany Vulko, który ratuje Lois Lane, a dwójce bohaterów mówi, że muszą oszukać króla Arthura, gdyż za to co się dzieje odpowiada jego brat. Do Gotham natomiast przybywa Aquaman wraz z Merą, którzy zjawili się by pomóc zdziwionemu całą sytuacją Batmanowi w przygotowaniu się do powodzi. Arthur twierdzi, ze kolejne zniszczenia może powstrzymać rozmowa z jego bratem, na co Liga niechętnie przystaje. Niestety Orm, zwany też Ocean Masterem, nie jest skory do rozejmu kierując się dobrem swojego kraju. Sytuacja rozwija się tak jak możemy się spodziewać i niedługo później Liga potrzebuje pomocy. Osamotniony Cyborg postanawia podjąć samodzielną decyzję o wezwaniu wsparcia. Jednakże odparcie inwazji nie jest jedynym wyzwaniem, gdyż Liga musi również odkryć kto stoi za sprowokowaniem całej tej sytuacji.

„Aquaman: The Others” chwaliłem za to, że historia w nim ukazana rozwija się w błyskawicznym tempie i nie daje czytelnikowi czasu na znudzenie się. W „Aquaman: Throne of Atlantins” ma to miejsce w jeszcze większym stopniu, gdyż w tomie tym przeplata się ze sobą kilka wątków skupionych wokół inwazji Atlantydy. Co więcej cała wojna Atlantydy z „powierzchniowcami” jest iście epickim starciem, w którym niejeden z „naszych” bohaterów popisze się aktami heroizmu. Choć historia opowiedziana jest na przestrzeni dwóch serii to jest bardzo spójna, gdyż za obiema stoi ten sam scenarzysta – niezastąpiony Geoff Johns, którego runy „Aquamana” oraz „Justice League” zostaną później zapamiętane jako jedne z najlepszych w historii wydawnictwa.

Co do tytułowej postaci – pojawia się tu element tej postaci, który uważam za jeden z jego najciekawszych. Jest to rozdarcie pomiędzy tym jakie obowiązki czekają na Arthura pod wodą, a jakie na powierzchni. I choć ten stara się spajać oba światy, często sam jest rozdzierany sprzecznymi interesami ludu z którego pochodzi oraz ludu który wybrał. Z biegiem serii postać Arthura jest też coraz bardziej pogłębiana i w trzecim tomie mamy już do czynienia z pełnoprawnym i targanym rozterkami herosem, a nie już z tym silnym co ma widły i gada z rybami. Cieszy też to, że mimo iż w tomie obecna jest Liga Sprawiedliwości, to pierwsze skrzypce niezaprzeczalnie gra Aquaman, który podczas wojny zasłuży się wieloma bohaterskimi czynami, przyćmiewając nawet samego Supermana. Niestety rola Mery jest tutaj znacznie zredukowana i choć bywa obecna w oku cyklonu (mały spoiler – to jej mieszkańcy Gotham mogą podziękować za powstrzymywanie zalewających miasto fal), to rola mojej rudowłosej ulubienicy w znacznie mniejszym stopniu angażuje się w kluczowe wydarzenia, a także już nie łagodzi wściekłości, która targa Arthurem.

„Aquaman: Throne of Atlantis” wprowadza to współczesnego świata DC kolejnego z wielkich przeciwników Króla. Tak jak w „The Trench” były to tytułowe Głębinowce, „The Others” zaserwowało nam starcie z Black Mantą, tak tutaj Aquamana czeka starcie z Ocean Masterem. Bardzo podoba mi się pogłębienie relacji obu braci, gdyż jak dowiadujemy się podczas lektury – nie jest tak, że od zawsze się nienawidzili. Tak naprawdę ciężko jest uważać Orma za złoczyńcę. Oczywiście, jego czyny prowadziły do wielu śmierci na powierzchni, ale mimo wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć, że jako ktoś, kto stara się być dobrym królem zdecydował się na bezlitosny odwet na tych, z których ręki zginęli jego poddani. W The New 52, a także podczas Rebirth Orm będzie raczej antybohaterem niż pełnoprawnym złoczyńcą, gdyż mimo iż często dopuszcza się złych czynów, przeważnie robi to w dobrej wierze.

Trzeci tom przygód Aquamana jest chyba najbardziej widowiskowym w całej serii. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu. Widowiskowe starcia, intryga do rozwiązania, charyzmatyczni bohaterowie, którzy rozwijają się na naszych oczach i wielka waga problemu z którym się mierzą, a to wszystko przedstawione cudownymi ilustracjami Ivana Reisa i Paula Pelletiera (chociaż gościnnie udziela się też kilku innych rysowników). Gwarantuję, że jeżeli sięgniecie po „Aquaman: Throne of Atlantis” to przeczytacie całą historię na raz, a każde rozproszenie waszej uwagi będziecie ignorowali aż nie zobaczycie zakończenia epickiej batalii Aquamana z Ocean Masterem. Geoff Johns jak zwykle nie zawodzi.