Splendor Marvel – Recenzja
Uwielbiam klasyczny „Splendor”. Gra dopełniała mnóstwo upojnych wieczorów towarzyskich. Do dnia dzisiejszego entuzjastycznie sięgam po niego. Jedna z nielicznych gier wymagająca główkowania i sprawdzająca się w mniejszym lub większym gronie. Sceptycznie podchodziłem do zapowiedzi Marvelowej edycji. Śmierdziało mi „Monopoly” czyli odgrzewaniem kotleta w innej panierce. Czy właśnie tak prezentuje się „Splendor Marvel„?
Rozgrywka „Splendor Marvel” bardzo przypomina klasycznego Splendora. Zbieramy znaczniki, kupujemy za nie karty, zdobywamy punkty i ścigamy się z pozostałymi graczami, aż zdobędziemy konkretną pulę i będziemy świętować naszą wygraną (w optymistycznym scenariuszu). Proste zasady do ogarnięcia w maksymalnie 10 minut. Ułatwi Wam to czytelna instrukcja zajmująca 2 strony z kawałkiem.
Pojawiło się kilka modyfikacji rozgrywki względem pierwowzoru, które oceniam na duży plus. Pierwszą zmianą jest rękawica Thanosa. Dodatkowy element gry dający nam 3 punkty. Posiadaczami rękawicy zostajemy w momencie zebrania 3 zielonych kamieni nieskończoności, pozyskiwanych za pomocą kupowanych kart. Jednak rękawica jest tymczasowym nabytkiem. Pojawia się tu motyw przeciągania liny. Rękawica zmienia właściciela zależnie od tego, który z graczy posiada obecnie najwięcej zielonych kamieni. Przemyślane urozmaicenie, które niepilnowane potrafi momentalnie przechylić szalę zwycięstwa.
Różnice zachodzą w wyłonieniu zwycięzcy. Nie wystarczy zdobyć określonej puli punktów. Do otwarcia triumfalnego szampana musimy spełnić konkretne warunki, tematycznie związane z rękawicą Thanosa – Posiadanie wszystkich żetonów, które w grze uchodzą z kamienie napędzające oręż Tytana. Prosta modyfikacja, która fajnie urozmaica rozgrywkę i tematycznie nawiązuje do wydania gry, co dodaje klimatu. Obydwie modyfikacje oceniam bardzo pozytywnie i niewątpliwie docenią ją sympatycy klasycznego Splendora. Urozmaicenia delikatnie podnoszące poziom trudności oraz dodające klimatu, brakującego standardowej wersji.
Gra wizualnie prezentuje się ładnie i bardzo klimatycznie. Tak jak w standardowym Splendorze, mamy solidnie wykonane pudełko z plastikowym insertem. Wewnętrzna powierzchnia jest staranie przygotowana, a producenci precyzyjnie odmierzyli przestrzenie dla każdego komponentu. Zero strachu przed latającą zawartością po całym pudelku.
Żetony są grube niczym kasynowe, a karty wykonane z grubszego papieru. Żetony wizualnie nawiązują do kamieni nieskończoności. Każdy z nich posiada unikalny wzorek nawiązujący do konkretnego kamienia. Najlepiej z całej zawartości przedstawiają się znaczniki czyli karty. Widnieją na nich bohaterowie i złoczyńcy Marvela. Wszyscy są utrzymani w komiksowym stylu, choć brakuje jednolitej spójności. W żaden sposób nie przeszkadzało mi to, ponieważ rysunki są piękne i można powzdychać z zachwytu. Czapki z głów dla producentów, że nie poszli na łatwiznę duplikując postacie. Jedna karta = jedna postać. Zero powtórek. Mały gest, a cieszy. Szczególnie po „Pojedynek Superbohaterów” i „Wieczne Zło”, gdzie powieleń jest cała masa… Niestety na kartach zabrakło mutantów. Wada? Błąd? Raczej zapowiedź dodatkowej zawartości, która w przypadku standardowej edycji wprowadziła masę urozmaiceń.
„Splendor Marvel” jest bardzo dobrą grą towarzyską, która w przeciwieństwie do pierdyliana edycji Monopoly, różni się nie tylko wizualnie ale i wprowadza dodatkowe rozwiązania urozmaicające rozrywkę. Jestem wielkim fanem klasycznego Splendora i nie zawiodłem się Marvelowym odpowiednikiem. Świetnie bawiliśmy się przy grze. Entuzjazm podzielają towarzyszący mi gracze, którzy zapoznani są ze standardową edycją. Skuszę się na stwierdzenie, że Marvelowa edycja jest ciekawsza od tradycyjnego Splendoru. Dodatkowe mechaniki urozmaicają grę, utrudniając delikatnie poziom. Gra jest ciekawsza, ale czy lepsza? Ocenę pozostawiam Wam, o ile tematyczność gry nie stanowi dla Was problemu.
Dziękujemy Rebel za przekazanie recenzenckiego egzemplarza.