Batman Detective Comics. Zimna zemsta. Tom 4

Pamiętacie jak Luthor bawił się w złego Świętego Mikołaja i rozdawał złoczyńcą zabawki, żeby mogli realizować niecne cele? Większość wątków została przemilczana, tylko część z nich dostała jakiekolwiek rozwinięcie. Na szczęście nie każdego to spotkało. Mister Freeze miał największy potencjał do opowiedzenia ciekawej historii, no i doczekał się rozwinięcia wątku na łamach „Detective Comics” – 4 tomu, który trafił do sprzedaży w połowie czerwca. Zatem lecimy.

Tak jak wspomniałem we wstępie, Mister Freeze dostał od Luthora prezent, dzięki któremu mógł ziścić cel swojego życia – przywrócić Norę do życia. Freeze korzysta z formuły, porywa kobiety o zbliżonym DNA, żeby coś tam pogrzebać, no i bach, Nora jest wśród żywych. Czy żona będzie zadowolona na rozwój wydarzeń? Jak się zachowa, no i czy uczucie do Freeze przetrwało lata hibernacji? Nie będę psuł Wam niespodzianki.

To nie wszystko. W komiksie znajdziecie dwie pomniejsze historie – Pierwsza z nich dzieje się w sierocińcu, z którego znikają sieroty. Druga, inspirowana mitologią nordycką, sprowadza do Gotham nietypowe zagrożenie w postacie rozszalałego wikinga.

Zacznijmy od początku. Spodziewałem się czegoś lepszego po głównej historii. Cała historia była szablonowym klepaniem się po ryjcach oraz prezentowaniem przez Batmana wachlarzu nowych umiejętności, znaczy… ekwipunku. Najciekawszą częścią była relacja Freeze i Nory, która nie układała się po myśli pierwszego. Rodziło to nieco nieprzewidywalnej akcji, zwłaszcza na koniec, dającej pewien morał do przemyśleń. Niestety historia nie porwała mnie, ale doceniam, że ktoś bardziej pochylił się pod jednym z wątków zaprezentowanego przez Luthora.

Mieszane uczucia mam po trzeciej historii. Kolejna historia z cyklu wzajemnego klepania się po mordach, w której coś tam wspominają o śledztwie, ale tyle go jest, co śniegu w Polsce na Boże Narodzenie. Kompletnie nic nie zainteresowało mnie w historii poza klimatem świąt. A, no i jednej strony przedstawiającej Bruce’a, który musiał spieszyć się do domu, żeby puścić pieski na siku i porzucać im piłeczką – tak, wiem, myślicie, że to głupio brzmi, ale za sceną krył się głębszy przekaz – krótkie pokazanie, że utrata Alfreda siedzi głęboko w głównym bohaterze, któremu nawet tak głupie, błache sprawy, przypominają mu o utracie najbliższej osoby.

Moją ulubioną historią tego komiksu jest zeszytówka o sierocińcu. Mocna, emocjonująca historia ze smutnym finałem, w której nawet Damian zaprezentował się nieźle – nie jako napuszony dzieciak, a nastolatek z dojrzałym podejściem, wrażliwym na cierpienie innych. Całość akcji w zimowych klimatach, co dodało smaczku i powagi sytuacji. Mój zwycięzca czwartego tomu Detective Comics.

Czwarty tom zostawił mnie z mieszanymi uczuciami. Bardzo podobała mi się jednozeszytówka z sierotami – emocjonująca odskocznia, którą uważam, że każdy z nas powinien przeczytać. Co do reszty nie mam podobnego zdania. Pozostałe historie nie były niczym specjalnym, a znajomość głównej historii możecie ograniczyć do ostatnich stron, żeby wiedzieć w jakim statusie został Mister Freeze i jego żona – może kiedyś będzie to kontynuowane. Nie czuję się przekonany, żeby zachęcać Was do czytania, ale i nie zniechęcę Was do tego.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.