Flash. Śmierć i moc prędkości. Tom 12
Kolejny tom serii „The Flash”. Dwunasty z kolei i nie zapowiada się, że szybko czeka nas finisz serii. Jeśli dobrnęliście do tego tomu, oznacza to, że doskonale wiecie czym charakteryzuje się seria Joshuy i dalsze głowienie się nad wstępem nie ma sensu. Przejdźmy zatem do rzeczy.
Porobiło się w świecie Speedstera. Uwolnione moce nie sprzyjają nikomu. Szczególnie Speed Force. Źródło mocy Barry’ego zaczyna obumierać, a użytkownicy nie mają zielonego pojęcia, co z tym fantem zrobić. Sprawy w swoje ręce bierze śmierć, konkretniej Black Flash. Wyłapuje każdego użytkownika innych mocy i pozbawia go życia. Barry próbuje ogarnąć sprawę na tyle, ile potrafi. W międzyczasie o sobie znać dają inni speedsterzy, natomiast Rogues mobilizuje siły dzięki strzykawie mocy sprezentowanej przez Luthora. Podsumowując – dzieje się.
Chyba już to podkreślałem wcześniej. Niezależnie czy tak, czy nie, wspomnę o tym raz jeszcze – jestem fanem Joshuy. Tworzy przekombinowane, lecz fajne i długie historie, które szybko nabierają tempa. Nie można narzekać na nudę, ponieważ nieustanie coś się dzieje. Nie czuję się przytłoczony i doceniam, że wszystko jest ze sobą spójne. Nawet jeśli jakiś motyw jest wrzucony i nie pociągnięty od razu, za jakiś czas Williamson wróci do tego. Historia z 12-stego tomu wpisuje się w ten schemat i trzyma dotychczasowy poziom. Mnóstwo akcji, wciągająca historia, czerpanie garściami z mitologii Flasha i dokładanie nowości. Momentami akcja jest przekombinowana, naciągana, ale nie psuje to mojej radości z czytania.
Wspomnę tylko, że historia z tego tomu i 10-siątego (pomijam 11-sty, ponieważ było to „Rok Pierwszy” oderwany od głównej historii – miałem mieszane uczucia) posłużyły za inspirację dla 7 sezonu „The Flash”. Niestety, ponieważ producenci zrobili grzech rujnujący fajną koncepcję z komiksu. Serialowa adaptacja ma mało wspólnego z komiksem. Elementy wspólne zaczynają się na użyczeniu postaci, a kończą na bardzo, ale to bardzo luźnej interpretacji głównego problemu. Szkoda, ponieważ w komiksie fajnie się to czyta, a serial tragicznie ogląda
Sandoval i Kolins robią kawał fajnej roboty rysunkami. Czuć dynamikę akcji, są kadry robiące wrażenie. Nie przeszkadza momentowe gubienie proporcji. Leci okejka.
Dwunasty tom „The Flash” trzyma poziom. Akcja jest fajna, czyta się dobrze i przede wszystkim szybko. W ciemno biorę koncepcje Williamsona. No dobra, wyjątkiem jest „Rok Pierwszy” wobec którego miałem mieszane uczucia. Nie są to ambitne historie, ale sprawiające frajdę, modyfikujące świat głównego bohatera na dobre, a przede wszystkim spójne.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.