Batman/Fortnite: Punkt Zerowy

Kto nie lubi komiksowych crossoverów? No choćby ja, ponieważ uznaję je za typowy skok na kasę. Wyjątkiem są Żółwie Ninja czy Scooby-Doo, które były udanymi pozycjami na tle fabularnym i koncepcji. Z dozą niepewności podchodziłem do styczności ze światem Fortnite (osobiste zrazy do gry). Czy ten projekt się udał?

Wyrwa w Gotham. Nikt nie wie o co chodzi, szczególnie Nietoperz. Część bohaterów wykorzystuje okazję i bez namysłów wsiąka w niego. Konkretniej dwójka bohaterów: Harley Quinn i Batman. Nowa rzeczywistość wymazała pamięć bohaterów, stawiając ich do walki na śmierć i życię z nieznanymi wojami. Wśród nich jest jeszcze jedna postać z półświatka DC – Catwoman. Czy Batman i reszta wyjdą „żywo” z gry i powrócą na stare śmiecie? Możecie raczej domyśleć się odpowiedzi.

Na historię składa się 6 numerów. Pierwsza połowa jest tak głupia, że ciężko przekonać się do dalszej lektury. Zapętlone mordobicie pozbawione większego sensu. Plusem tej części jest sunąca intryga nie opuszczająca bohaterów do końca pierwszej połowy – nikt nie pamięta o co chodzi, zapętlony reset rzeczywistości kasuje wspomnienia, sytuację nie ułatwia brak możliwości słownego komunikowania się. W sytuacji fajnie odnajduje się Batman, któremu odpala się detektywistyczny zmysł i poczynia pewne kroki, żeby dojść do sedna sprawy.

Pod kątem fabuły lepiej prezentuje się druga połowa komiksu. Historia przechodzi na inny etap, angażując znane nam postacie, które nie zostały wymienione wcześniej. Historia nabiera sensu, mniej idiotycznego mordobicia, robi się nawet przyzwoity poziom. Finał jest mocno przewidywalny, podobnie motyw szpiega. Doceniam, że twórcy chcieli w jakiś sposób ulokować koncepcję w bieżących (na tamten moment) wydarzeniach DC. Problem jest taki, że ktoś nie do końca nadrobił wątki kanoniczne, ponieważ grono partnerskie nie powinno mieć miejsca.

Świadomie posługiwałem się terminem „idiotycznego mordobicia”. W pierwszej połowie komiksu jest tego aż nadto. Idiotyczne, ponieważ pozbawione jakiegokolwiek sensu. Postacie doskakują sobie do gardeł, nie wiedząc nawet dlaczego i czy w ogóle muszą, a starcia, rzekomo na śmierć i życie, mają zerową otoczkę emocji, ponieważ za moment wszystko się zresetuje i złamana zostanie zasada „a kto umarł, ten nie żyje”. Starcia nawet nie są widowiskowe – tak krótkie, że czasami nie zdąży się zmienić strony i już po ptakach.

Komiks w całości broni się od strony wizualnej. Ładna kreska, dobrze uchwycona dynamika akcji, ciekawe szkice postaci z naciskiem na przedstawicieli Gotham.

Nie jestem przekonany do „Batman/Fortnite: Punkt Zerowy”. Komiks dobrze połączył oba światy, co nie znaczy, że było to atrakcyjne czy ambitne. Nie jest to komiks, do którego będę chciał wracać, czy nawet trzymać na półce. Łatwo znaleźć lepszą pozycję.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.