DCEased. Nadzieja na końcu świata.

Halo, uwaga! Do polskiej sprzedaży trafił nowy komiks Toma Taylora. Tak, tego gościa, który co nie napisze, to sprzedaje się jak ciepłe pączki w tłusty czwartek. Wiecie co to oznacza? Kupować i czytać, ale dlaczego zapytacie?

Ciąg dalszy awantury z (nie)zombiakami w świecie DC. W „Nadzieja na końcu świata” zwalnia tempo akcji, aby skupić się na pewnych kwestiach mających miejsce nieco wcześniej, a zwyczajnie przemilczane, bo nie było na to miejsca. Tak oto poznajemy całą awanturę z Black Adamem na czele, pomiędzy rozdziały wplatające poboczne wątki o mniejszej skali jak superzwierzaczki czy Wallyego. Zwroty fabularne nie wyskakują przed szereg wydarzeń z głównej serii, mniej tu zajebistych momentów, ale dalej jest to dobre czytadło nacechowane powieściami spod pióra Taylora.

Ciężko mi stwierdzić, które historie lepiej siadły – czy te traktowane jako przerywnik od rababanu z Black Adamem, czy cały wątek Adasia. Czego nie mogę odmówić, to bardzo przemyślanej koncepcji z Adamem. Władca Khandaqu najlepiej poradził sobie z rozprzestrzenianiem wirusa. Zaakcentowanie silnej ręki Adama było tu dobrze wykonane. Historia uczy, że nawet delikatna nieostrożność w kluczowych sytuacjach może prowadzić do poważnych konsekwencji. Doceniam, że Taylor kolejny raz postawił w centrum uwagi mniej kluczowe postacie. Ryzykowny plan popłacił, a przekazanie pałeczki wręcz zapomnianym postaciom tylko trzymało w napięciu – czy ktoś wyjdzie cało z opresji? Świeczuszkę trzeba zapalić dla nie jednej postaci.

Przerywnikowe historie może nie trzymały poziomu, ale były potrzebne. Każda próba rozszerzenia konceptu (nie)zombie o mniejsze składowe nie tylko rozbudowuje świat, ale ukazuje nam skalę problemu. Moim ulubionym przykładem jest tu zwierzęca historia – zwierzęta są mieszkańcami tego świata, jakiekolwiek konfliktu są bolesne również dla nich. Ani przez moment nie poruszono podobnej kwestii w klasyku „The Walking Dead”, czy nikt nie głowił się, aby wyjaśnić, dlaczego zwierzęta są niewrażliwe na wirus. Taylor zadbał nawet o wypełnienie takich luk.

Nad rysunkami pracowało aż 3 artystów z różnymi od siebie stylami. Choć cykl nie był długi, decyzja artystyczna zapadła w oparciu o zróżnicowany charakter powieści. Nie będę ściemniał, nie chce mi się rozdrabniać o każdym z nich osobno – rysunki są niezłe, trzymające mroczny, brudny i brutalny ton zapoczątkowany wcześniej. Nie powinniście zawieść się na tej płaszczyźnie.

Jestem fanem twórczości Taylora (Wy pewnie też), (nie)zombiaków jeszcze bardziej. Podobały mi się poprzednie tomy, tym również byłem zadowolony choć nieco mniej.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.