Batman: Knightfall tom 1 – Recenzja od Macieja

Batman: Knightfall” to komiks, który można nazwać kultowym. Wydawany w latach 1995-1997 przez wydawnictwo TM-Semic z pewnością wrył się w pamięć niejednego czytelnika. Po ponad 25 latach tytuł ten wraca na polski rynek w kompletnym wydaniu dzięki wydawnictwu Egmont. Czy warto? Jeszcze jak.

Na wstępie powiem szczerze – nigdy nie czytałem „Batman: Knightfall”. Za czasów TM-Semic wolałem zaczytywać się w Marvelach albo komiksach Disneya. Jedyną postacią z DC Comics, której przygody wtedy śledziłem był Lobo. Z Batmanem było mi zwyczajnie nie po drodze. Dlatego też z jednej strony byłem ciekawy tej kultowej już historii, a z drugiej naprawdę bałem się tej lektury. Nie ukrywajmy, komiksy mają już swoje lata i nie zawsze starzeją się one z gracją. Za młodego z wypiekami na twarzy śledziłem przygody Spider-Mana. Teraz, kiedy te same przygody ukazują się w linii Epic Collection, niestety, odbiłem się od nich dość boleśnie. Z „Knightfallem” na szczęście nie było aż tak źle i w sumie to jestem bardzo zdziwiony tym, jak bardzo komiks ten przypadł mi do gustu.

Pierwszy tom sagi „Knightfall” nosi podtytuł „Prolog”. Otwiera go historia „Venom” autorstwa Dennisa O’Neila. Śmiało mogę powiedzieć, że to jeden z najlepszych komiksów o Batmanie jakie czytałem. Bez wyrzutów sumienia można postawić go obok „Roku pierwszego” Franka Millera, czy też „Długiego Halloween” duetu Loeb/Sale. Opowieść o tym, jak obrońca Gotham wpada w uzależnienie od specyfiku, który ma uwolnić go od wszelkich ograniczeń fizycznych to bez wątpienia najciekawszy komiks tego zbioru. Świetną i nieprzewidywalną fabułę uzupełniają rewelacyjne rysunki Trevora von Eedena i Russella Brauna. To co osobiście bardzo mnie zdziwiło w przypadku tego tytułu, to wysoki poziom brutalności. Trupów jest tutaj sporo, a i kadrów z czerwona posoką nie brakuje.

Następną historią wartą uwagi jest występujący po „Venomie” zeszyt „Batman: Vengeance of Bane”. To tutaj poznajemy historię jednego z najbardziej ikonicznych przeciwników Człowieka-Nietoperza. Scenarzysta Chuck Dixon w perfekcyjny sposób przedstawił przemianę i motywacje wychowanka z więzienia Santa Prisca. W tym zeszycie niesamowicie podobało mi się to jak autor zaakcentował geniusz i przebiegłość Bane’a. Widać, że to nie jest zwykły przeciwnik, a ktoś, kto pod względem inteligencji może dorównać, a nawet przewyższyć samego Batmana. Mocna rzecz.

Kolejną historią wartą uwagi jest „Miecz Azraela” również autorstwa Dennisa O’Neila z rysunkami Joe Quesady. Poznajemy w nim postać Jeana-Paula Valley’a znanego też jako Azrael – Anioł Śmierci Zakonu św. Dumasa. Historia ta nie jest wprawdzie tak emocjonująca co dwie poprzednie, bo w pewnym momencie odczuć można delikatne znużenie. Postać ta jest jednak niezwykle istotna dla całego „Knightfalla”, a w przyszłości odegra ona znacząca rolę w tej historii.

Pozostałe zeszyty to już niestety słabsza liga od tych wspomnianych powyżej. Znajdziemy w nich historię o Czarnej Masce i Fanie Heavy Metalu, który ma do niego pewną sprawę. Przeczytamy też o porwaniu syna kapitana Gordona i spotkamy się z Killer Crokiem. Wszystko to zakończy się pewną spektakularną ucieczką, która tak rozpoczyna kultowy już upadek Mrocznego Rycerza. Wszystkie te komiksy może nie są bezpośrednio związane z tym wydarzeniem, ale łączy je jedna wspólna cecha – ukazują stopniowe zmęczenie wypalenie Batmana. Zarówno to psychiczne, jak i fizyczne.

Cała saga „Knightfall” zostanie wydana u nas w pięciu okazałych tomach. Już sam „Prolog” liczy sobie prawie 700 stron. I tak, zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie komiksy są tutaj warte uwagi, a poziomem daleko im chociażby do świetnego „Venoma”. Warto jednak zapoznać się z nimi wszystkimi, ponieważ w świetny sposób pokazują rozmach tego kultowego już wydarzenia w świecie DC Comics.