DC Comics: Pokolenia
Lubicie komiksy o przyziemniejszej skali problemu nie angażującym masę postaci? Konflikty ze złoczyńcami o ambitnych i przekonujących powodach? Jeśli tak to „DC Comics: Pokolenia” nie jest skierowane do Was.
Świat DC w kolejnej obawie przed zagładą. Linie czasowe zostają kolejno niszczone przez fale nicości nadsyłane przez tajemniczego Dominusa. Kamadi musi zebrać drużynę z ostatnich ocalałych i wspólnie dokopać dupkowi. Czy tyle Was wystarczy, aby obudzić skojarzenia fabularne z pewnymi komiksem? Mi od razu zbudziło się podobieństwo do „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach”.
I nie uważam, aby to był nietrafione podobieństwo, ponieważ schematycznie są to te same historie. Przeskakujemy z jednej linii czasowej do kolejnej, każda z nich jest niszczona, ostatni ocalali dołączają do ekipy, aby skopać ktosia, który do połowy komiksu kryje się i nadsyła kolejne fale nicości zjadające wszystko. Nawet wymazanie linii czasowej wizualnie prezentuje się identycznie jak usunięcie alternatywnych ziem z Kryzysu. Niestety „Pokolenia” nie odwzorowały dramaturgii znanej z Kryzysu. Komiks jest mocno skondensowany w akcje mieszczącą się ledwie na 180 stronach. Akcja goni akcja, a emocji w nim brakuje. O tym zapominają nawet bohaterowie, którzy nawet na moment nie pochyla się nad zniszczonym światem, w którym żyli jeszcze chwilę temu.
Okładka komiksu przedstawia główną ekipę walczącą z Dominusem. Fajna gromadka, prawda? Chociaż na okładce. Choć ich walki są efekciarskie, tak między nimi brakuje chemii współpracy nie mówiąc o nici koleżeństwa. Fabularnie próbowano na początku wytłumaczyć konieczność rekrutacji kilkoro z nich. Później z tego zrezygnowano, a przejście do sedna akcji pokazało, że personalne umiejętności nie mają znaczenia – liczy się walka i walka, zapominajcie o wyuzdanych strategiach.
„Pokolenia”, identycznie jak Kryzysy, nie będą przyjemną pozycją dla czytelników nie siedzących w świecie DC. Jest tu natłok postaci nie będącymi pierwszoligowcami. Autorzy nie przytaczają genez czy jakichkolwiek nawiązań z przeszłości bohaterów. Brak takiej otoczki może być przytłaczający dla większości czytaczy, a zaznaczę tylko, że i ja nie ogarniałem każdej postaci.
Główny przeciwnik jest płaski jak tafla lodu. Nie przedstawiono jest historii życia, nie pokazano w jaki sposób osiągnął taką moc, a motywacje bazują na przypuszczeniach walczących z nim. Nie mam uwag do przedstawienia jego celu – jest to konkretnie pokazane w emocjonalnej otoczce przez co finał historii jest słodkogorzki.
Bardzo bałem się oprawy wizualnej widząc ponad 20 artystów zaraz po otwarciu komiksów. Nie wróży to dobrze w komiksie 180 stronowym. Na szczęście były to nieuzasadnione obawy, ponieważ graficznie jest to ładnie narysowany komiks z żywymi kolorami. Wyjątkiem jest 4-5 stron w pierwszej połowie kulejące przez brak tonami kolorystycznej. Niestety nie przytoczę Wam, którzy artyści za to odpowiadali. Pomógłby mi w tym numerowany spis treści na początku każdej części, gdyby strony były numerowane… Ta sama wtopa co u Hachette.
„DC Comics: Pokolenia” jest jednym z wielu komiksów. Nie powiodła się próba wyróżnienia go upodobnieniem do „Kryzys na Nieskończonych Ziemiach”. Podobieństwo spowodowało, że jest tu masa niewykorzystanego potencjału, który udałoby się uwolnić rozszerzając całość. Komiks sprawił mi małą frajdę w trakcie czytania. Akcji tu po brzegi. Niestety to za mało, aby pozycja obroniła się przy tylu wadach i zawodach.
Komiks dostałem od Taniaksiazka.pl za co ślicznie dziękuję. I zachęcam Was do kupowania u nich, gdyż tam macie najtańszą ofertę internetową.