Tom Strong. Tom 3
Czas pożegnania. Końca dobiega polski przekład serii „Tom Strong”, ponieważ trzeci tom jest zarazem ostatni. Nie związałem się z serią poprzednimi tomami, czy finałowy wypadł lepiej? Tak.
Trzeci tom zmienił formę na rzecz pojedynczych historii zamiast jednej ciągłej. No z małymi wyjątkami, ponieważ dwie historie są dwuczęściowa. Zmieniona forma zaangażowała w produkcję więcej artystów, co stworzyło swego rodzaju plejadę gwiazd m.in. Geoff Johns i John Paul Leon, Steene Moore z Paul Gulacy i Jimmy Palmiotti itd. Swoje pięć gorszy dodał ojciec cyklu przygotowując finał. Nie jestem sympatykiem takich rozwiązań. Jednak tu coś się zadziało, coś pozytywnego..
Klimat Toma Strona najlepiej przyrównać do przygodowego szukając inspiracji takich dzieł wśród „Tomb Raider”, „Uncharted” czy „Fantastic Four” z nawiązaniem do klimatu lat 80siątych (jeśli chodzi o kształtowanie komiksowych historii). W takiej formie nie trafiały do mnie dłuższe historie. Natomiast krótsze formy, niepowiązane ze sobą, co bliżej im do antologii, już tak. Akcja każdej historii była konkretniejsza w swojej formie, szybciej przechodziliśmy do rzeczy i wyciągnęliśmy wniosek. Nie zabrakło pozytywnego szaleństwa, a całość lepiej wmalowała się w rytm luźniejszych przygodówek, gdzie główny bohater musiał podróżować w czasie i wcielać się w piratów.
Jednak finałowy tom nie stał wyłącznie pod znakiem zakręconych pozytywnie wariacji. Znalazły się tu miejsce na historie z przesłaniem. O tym mogę powiedzieć na historie z pierwszym planem u robota Państwa Strongów (wybaczcie, pamięć dziurawa, co do nazw), gdzie przejawiały się motywy egzystencji robotycznej czy przerysowana historia ze złą karmą (pechem życiowym, nie mylić ze zwierzęcym żarciem), z którym niejeden z nas mógłby się utożsamić.
Nie tylko scenarzyści wykazali się w finałowym tomie. To samo mogę powiedzieć o artystach, którzy próbowali upodobnić swoje style do Sprouse’a i udało im się to. Tego oczekiwałem i nie zawiodłem się pod tym kątem.
Finałowy tom serii powinien zaspokoić fanów tego tytułu dostarczając im luźniejsze, krótsze historie dźwigające klimat serii. Nieprzekonanych, jak ja, może nakłonić do serii. Szkoda, że dopiero na koniec zmieniłem zdanie. Cóż, lepiej późno niż wcale, prawda?
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu. Wydawnictwo nie miało wpływu na materiał