Batman Knightfall tom 5

Knightfall jest pięknym, pełnym emocji cyklem z lat 90siątych. Cieszę się, że Egmont skłonił się na wydanie przygody w pełnym formacie. W momencie, kiedy współczesny Batman zaczyna rozmijać się z korzeniami. Niestety „Knightfall” dobiega końca. Piąty tom jest ostatnim. Czy jest to godne zakończenie? Jak najbardziej!

Pierwsza część komiksu jest moją ulubioną. Najobszerniejsza historia, licząca ponad 300 stron, skupia się na Dicku Graysonie przejmującym tytuł Nietoperza. Historia działa na zasadzie „what if” dając nam wejrzenie czy Dick rzeczywiście byłby idealny kandydatem zamiast Azraela. Nikogo nie powinna dziwić twierdząca odpowiedź. Dick perfekcyjnie naśladuje dawnego mentora, starając się oddać jego dziedzictwo w każdy aspekcie. Grayson nie sili się na unowocześnienia, nie chce udowadniać świat, że jest lepszy od oryginału. Wręcz szargają nim wątpliwości dodające mu ludzkiej twarzy.

Zmagania Graysona obrazowane są na pojedynkach ze zróżnicowanymi, znanymi przeciwnikami np. Killer Crock. Dobór przeciwników był właściwy, ponieważ zmagania z tymi postaciami pokazały różnice między Dickiem a Azraelem. W międzyczasie podbudowywany był główny przeciwnik związany z przeszłością Dicka. Osobista przeprawa pięknie domknęła wątek przekonujący mnie, że Grayson jest idealnym symbolem nadziei, nie strachu u przeciwnika.

Bardzo podobała mi się relacja Graysona z Timem. Współpraca bazuje na przyjaźni, gdzie znalazło się miejsce na osobiste, głębokie rozmowy wieńczone radami. Panowie znajdowali dla siebie czas poza superbohaterskością, nawet w formie wspólnego sprzątania rezydencji Wayne’ów. Jedyne zastrzeżenie mam wobec pisanie Tima w ujęciu prywatnego życia. Na bok odstawia dziewczynę, lekceważąco traktuje ojca starającego się o względy chłopca. Bardzo niedojrzałe zachowanie Tima, co gryzie się z dojrzalszym przedstawieniem postaci w poprzednich tomach.

Bez ekscytacji przyjąłem powrót Bruce’a do swojej roli. Batman ląduje w gangsterskiej przeprawie mając do pokonania „Trójcę”. Musi spieszyć się, ponieważ zegar pewnego urządzenia tyka. Choć skala problemu była wyolbrzymiona to cała historia zachowała przyjemną przyziemność, którą cenię u tej postaci. Niestety kręcę nosem z braku wyjaśnienia, co działo się z Nietoperzem podczas nieobecności w pierwszej połowie komiksu. Brak informacji powoduje, że historia nie jest kompletna, a nagła zmiana Bruce’a niezrozumiała – nie mam zielonego pojęcia z czego wynika pewność siebie. Dziwi mnie brak informacji pamiętając jak dokładnie opowiedziano losy Bruce’a, kiedy Azrael dźwigał tytuł Batmana.

To jeszcze nie koniec! Alfred i Bane również otrzymali własne historie! Alfred próbował pomóc dawnej miłości, która stwierdziła, że ma z nim dziecko. Sama historia nie wzbudziła we mnie większych emocji, ale polubiłem ją mogąc poznać nowe fakty z przeszłości wiernego lokaja Wayne’a. Natomiast historia o Bane’ie udowodniła, że jest to pełnowartościowa postać mająca wiele do zaoferowania poza naszprycowaniem siebie jadem. Lubię konsekwentne budowanie postaci uwidaczniające mocne strony w nieprzerysowany sposób. Odnoszę tylko wrażenie, że Bane’owa historia była przeciągnięta kosztem losów Wayne’a.

Nowe początki” jest godnym zwieńczeniem wspaniałej sagi o Nietoperzu, do której będę wracać. Nie będę nikogo namawiał do czytania. Po prostu trzeba to zrobić. Wrażenia i emocje są gwarantowane.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na recenzję