Batman. Zagłada Gotham

Co wyjdzie z połączenia Lovecraftu z Batmanem? Odpowiedź na to pytanie podał Mignola w „Zagłada Gotham” – komiksie, który w Polsce ukazał się w 3 wydaniach. Pierwsze dostaliśmy w 2004 roku, drugie w 2017 roku, trzecie parę tygodni tematu. Czy faktycznie mamy do czynienia z komiksem tak dobrym, że wyprzedaje się jak ciepłe bułeczki i trzeba go dodrukowywać? Coś jest na rzeczy.

„Zagłada Gotham” zaczyna się ekspedycją Bruce’a Wayne’a, któremu towarzyszą Alfred, Dick, Jason i Tim. Docierają do mroźnej Antarktydy, gdzie badają dziwne zjawisko. Lodem skute jest przerażające monstrum, a w jego okolic znajduje się dobrze znany nam Pingwin – tylko w potwornej odsłonie. Przerażony Bruce, wiedziony tajemniczymi głosami, wraca do Gotham. Była to fatalna decyzja, ponieważ jego powrót otwiera starą klątwę związaną z przodkami Wayne’ów.

Podobało mi się umiejętne połączenie popularnych motywów Lovecraftu ze znanymi częściami świata Batmana. W efekcie otrzymaliśmy oryginalne koncepty, które symbolicznie nawiązywały do znanych nam motywów. Pierwsze różnice dostrzegalne są na początku historii, kiedy Pingwin porzuca gangsterską wersję na rzecz potwornego ucieleśnienia z motywem klątwy w tle. To i tak nic przy losach Two Face’a, którego przeznaczenie obrzydziło mi kolację.

Bardzo podobała mi się pierwsza połowa komiksu. Wolne tempo podbudowało drugą część zadając liczne pytania, zagadki o charakterze nadnaturalnym. W ich środku jest Batman ukazany od przyziemnej, człowieczej strony. Brak tradycyjnej superbohaterszczyzny na pierwszym planie pomógł mi wczuć się w cięższy, poważniejszy, mroczniejszy klimat. Dobrze wykorzystano detektywistyczne umiejętności Batmana pokazując go od inteligentnej strony. Arsenał gadżetów pasował do czasów akcji, co spotęgowało posępny klimat np. urządzenie podsłuchowe podłączane do słupa telegraficznego.

Druga część komiksu utrzymała moją ekscytację. Historia od tego momentu bazuje na ujawnionym zagrożeniu, motywie i celu. Nowe fakty napędzają historię, kierując głównego bohatera do walki z nadprzyrodzonymi potwornościami. Na każdym kroku odczuwałem skalę rozgrywki, autor cały czas trzymał mnie w napięciu nieprzewidywalną fabułą. Mignola pozytywnie obrzydzał mi temat maszkarami, z którymi walczył Batman. Całość domknęło słodkogorzkie zakończenie związane z klątwą przedstawioną na początku, które było właściwym wyborem – przesłodzony happy end mógłby kontrastować z obranym tonem.

Nie uważam, żeby komiks był idealny. Brakowało mi przedstawienia postaci. Było ich wiele, a brak prześwietlenia przeszłości, osobowości, powiązań czy motywacji sprawił, że bohaterowie byli mi zupełnie obojętni. Źle współdziałało to przy okropnościach jakie ich spotykały np. stan zdrowotny Barbary Gordon. Wszystkie tragedie nie wywoływały u mnie emocji.

Uważam, że „Zagłada Gotham” jest udanym elseworldem, jednym z lepszych jakie czytałem. Klimat wciągnął mnie od pierwszych stron. Szkoda, że Mignola nie wykorzystał potencjału, który mógłby wstrząsnąć mną na wielu frontach – zwłaszcza emocjonalnych. Historia aż prosi się o rozbudowanie.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na recenzję