Nightwing. Skok w światło

Prosiliśmy, błagaliśmy, no i jest! Do polskiej sprzedaży trafił pierwszy tom „Nightwing” Taylora. Komiks, który od dłuższego czasu ma miano „najlepszej regularnej serii DC”. Czy rzeczywiście tak jest? Nie inaczej!

Dick Grayson otwiera nowy etap w swoim życiu. Otrzymuje ogromny spadek pieniężny po Alfredzie, który zamierza wykorzystać w dobrych celach. Część kwoty chce przeznaczyć do poprawienia komfortu życia w Bludhaven. Zaczyna od bezdomnych osób. Jego aktywność nie podoba się ludziom u władzy, a żeby tego było mało, to po mieście grasuje typek wyrywający serca.

Komiks jest piękną laurką dla Graysona. Taylor rozumie kim jest Grayson i jego świat. Potrafi wyciągnąć z Nightwinga najlepsze cechy i wykorzystać je do stworzenia wciągającej historii, momentami wzruszającej. Komiks kładzie nacisk na opowiadanie historii, prowadzeniu wielu interakcji z postaciami, które pochodzą z otoczenia chłopaka. Moimi ulubionymi interakcjami są rozmowy z członkami Batrodzinki. Zwłaszcza Barbara, których relacja jest szczerą przyjaźnią – dogadują się, uzupełniają w wielu aspektach, trzeźwo oceniają wzajemne zachowania i sprowadzają na ziemię kiedy trzeba. Taylor czyni każdą rozmowę wyjątkową na swój sposób. Potrafi swobodnie poruszać ważne tematy (np. Grayson szukający rady wśród najbliższych przed podjęciem ważnej decyzji z jego funduszami) oraz wplatać zabawne sytuacje (np. reakcja Barbary widząca Haley, psiaka Nightwinga).

Taylor odwołuje się do podstawowej wiedzy o Nightwingu, żeby w umiejętny sposób ją zaktualizować i rozbudować. Mam tu na myśli relacje Batrodzinki. Z komiksów o Batmanie nie wiemy, czy i jak kontaktują się ze sobą prywatnie. Z „Nightwing” dowiemy się, że posiadają specjalny środek komunikacji, w którym uczestniczą wszyscy. Prosty, może i głupowaty zabieg, ale wiele mówiący o otoczeniu Graysona i charakterach postaci. Taylor idzie o krok dalej i sięga po korzenie rodzinne głównego bohatera. Wprowadzona zostaje znacząca zmiana w dziejach Nightwinga, którą oceniam dobrze. Zmiana jest sensownie wprowadzona, napędza ona fabułę w danym momencie i prowadzi do kolejnych relacji poruszających nieodkryte wcześniej karty.

Nightwing. Skok w światło” nie unika mordobicia. Te wypadają efektownie i kreatywnie za sprawą utalentowanego Bruno Redondo. Ilustrator bawi się komiksem próbując wycisnąć z niego ile się da. Jest to masa nietypowych ujęć (ukazanie mieszkania Graysona z góry, żeby przedstawić przemieszanie postaci w sposób architektoniczny), nieszablonowych kadrów (np. cały zeszyt zilustrowany na dwustronicowych planszach pokazujących ucieczkę Graysona przed gangsterami), mnóstwo ukrytych easter eggów odwołujących się do świata DC (np. tematyczne koszulki Barbary Gordon). Swoboda twórcza została tu dobrze wykorzystana, dzięki czemu obcowanie z komiksem przybrało nowe doświadczenie. Jest to coś niesamowitego.

Zastrzeżenia mam wobec Heartlessa, jednego z przeciwników. Postać jest bardzo wolno rozwijana w historii. Do tego stopnia, że nic o nim nie wiemy, a jego obecność, nie licząc jednej walki, wręcz jest śladowa. Postać tonie w perspektywie historii, zupełnie zanika pod ilością wszystkich wątków i postaci. Serię śledzę na bieżąco i z przykrością muszę stwierdzić, że jest to złoczyńca pisany bez większego pomysłu. Niewykluczone, że Taylor ma plan na niego, ale w perspektywie czasowej wychodzi nijako.

„Nightwing. Skok w światło” jest niesamowitym komiksem. Pozycją, przy której śmiałem się, wzruszałem, wielokrotnie ekscytowałem. Twórcy z sercem podeszli do komiksu tworząc coś niepowtarzalnego. Czuć, że jest to historia pisana z pasji, zamiłowania do postaci i świata, a nie obowiązku zawodowego. Koniecznie dajcie szansę Nightwingowi. Nie zawiedziecie się.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawnictwo nie miało wpływu na wrażenia i recenzję.