Invincible (Niezwyciężony)
W tym miejscu miało być omówienie zeszytówki otwierającej nową serię „Outsiders”. Nie wyszło. Poświęciłem każdą wolną chwilę w weekend na dokończenie „Invincible”. Nie żałuję. Dziś nie tknę nic od wielkich wydawnictw, żeby nie uleciały mi emocje, które wywołują śmiech czy wzruszenie.
„Invincible” jest dla mnie ważną serią. Komiks, który wyżej stawiam od czegokolwiek z DC czy Marvela. Kirkman stworzył pełnowartościową historię, która nie cierpi na mainstreamowe problemy najpopularniejszych wydawnictw. Znajdziecie tu następujące rozwiązania: historia ma swój początek i koniec; autor łączy superbohaterskie wątki z życiem prywatnym; występuje mnóstwo bohaterów, którym poświęcono odpowiednią ilość czasu (identycznie z pobocznymi wątkami); mnóstwo zaskakujących zwrotów fabularnych; autor porusza mocne treści w przystępny sposób; brak cofania wydarzeń stosując utarte sposoby (multiwersum, podróże w czasie, zero cudownych powrotów za grobów); barwne postacie przechodzące rozwój odpowiednio umotywowany; bohaterowie rozmawiają ze sobą i o swoich problemach, uczuciach czy wątpliwościach (odpowiednio wyważony stosunek przegadanych treści do widowiskowej i brutalnej akcji); przede wszystkim szukanie kreatywnych i sensownych rozwiązań (np. bohaterowie potrafią przestać się bić, żeby porozmawiać ze sobą i znaleźć inne rozwiązanie problemu). Uwielbiam taką twórczość. Mogę wkręcić się na całego, przeżywać i czerpać garściami, ponieważ twórcy wiele mi oferują (do tego komiksy są ładnie wydane – kredowy papier, twarda oprawa, dużo materiałów dodatkowych w każdym albumie, odpowiednia cena). Z jednej strony żałuję, że nie mogłem czytać na bieżąco serii wychodzącej ciągiem przez 15 lat. Chciałbym móc przeżywać to na bieżąco, układać głowie teorii. Z drugiej strony cieszę się, że mam pod ręką komplet, bo serce nie wytrzymałoby przerw pomiędzy zeszytami.
Mógłbym jeszcze długo wymieniać zalety serii. Ale nie jestem w stanie. Jestem rozbity emocjonalnie pisząc to świeżo po zakończeniu. Zarazem jest to kolejna zaleta – mnóstwo tu emocji, od szczęścia po współczucie czy nienawiść do autora niedowierzając w losy jakie spotkały wybrane postacie. Smutno mi, że to już koniec. Przywiązałem się do tego świata i postaci. Ciężko powiedzieć im „cześć”. Na szczęście jest serial (obecnie emitowany jest 2 sezon na Amazon Prime Video), który solidnie podchodzi do adaptacji. Oczywiście zmieniają pewne wątki, ale każdą zmianę oceniam na plus, ponieważ wyciskają więcej tam, gdzie autor poszedł na skróty.
Uwaga na jedno. Postacie bez problemu latają po kosmosie, swobodnie rozmawiają z przedstawicielami innych ras i łatwo odnajdują się w warunkach na obcych planetach. Osobiście nie przeszkadzało mi to w czytaniu, ale mam na uwadze, że komuś może nie leżeć takie podejście. Uważam, że warto o tym przestrzec przed czytaniem.
Nie czytajcie „Invincible”, jeśli nie chcecie, żeby mainstream DC i Marvela stracił w Waszych oczach. Chciałbym, żeby tak liderzy podchodzili do swoich światów. Niestety kilkadziesiąt lat uświadomiło mnie, że jest to niemożliwe, ponieważ wyżej stawiają pieniądz, a ten rządzi się swoimi prawami. Efektem są kryzysy/wydarzenia odkręcające istotne zmiany w uniwersach, częste kasacje, wznowienia czy resety, sprowadzanie koncepcji z potencjałem do widowiskowego mordobicia, no i zapętlone cykle uniemożliwiające postaciom rozwój (nie doczekamy Batmana czy Spider-Mana z żoną i dziećmi). Kirkman pokazał „Invincible”, że rozumie superbohaterszczyznę, pokazuje ją w atrakcyjny i pełnowartościowy sposób, przede wszystkim czerpie z tego zabawę i przyjemność (wręcz sam tym żyje), co można odczuć z treści, a potwierdzenie znaleźć w materiałach dodatkowych . Warunek był tylko jeden – pełna swoboda twórcza jaką daje „Image Comics”. Kirkman dostał taką szansę i wykorzystał ją.
P.S. Parę dni temu ukazała się gra o Atom Eve. Możecie ją za darmo odebrać, jeśli posiadacie abonament Amazon Primve Video (całe 49zł na rok, prawie jak darmo). Gra jest przypisywana do konta na Epicu. Jeszcze nie grałem, obecnie czas pochłaniają „Baldurs Gate 3”, „Lies of P” i „Until Dawn”