Batman. Wojna Cieni
Kolejne wydarzenie w uniwersum DC, tym razem będące prologiem do „Mrocznego Kryzysu”. Historia okazała się niezwykle wciągająca, mimo mojego początkowego sceptycyzmu wobec kolejnych eventów. Co sprawia, że „Wojna Cieni” wyróżnia się pośród innych?
Ra’s Al Ghul, mając dość swojej przestępczej przeszłości, postanawia zrehabilitować się, oddając się w ręce sprawiedliwości i ujawniając tajemnice Łaźni Łazarza. Jego ambitne plany zostają przerwane przez incydent podczas publicznego wystąpienia, co daje początek tytułowej wojnie między imperium Deathstroke’a a Tali Al Ghul.
To, co zaskakuje, to łatwość, z jaką można wkroczyć w świat tej historii. Mimo że jest ona kontynuacją dwóch niedostępnych u nas serii, brak znajomości tych komiksów nie jest przeszkodą – wystarczy zapoznanie się z wstępem i „Deathstroke Inc. #7”. Takie podejście jest rzadkością wśród eventów mających wpływ na kanon DC.
Główna akcja jest dobrze poprowadzona. Williamson umiejętnie buduje klimat wokół decyzji Głowy Demona, pokazując jego emocje i motywację do działania podczas rodzinnych sekwencji. Następnie tempo akcji znacząco wzrasta, a historia skupia się na ciągłych konfrontacjach obu stron. Widowiskowe starcia, udział licznych bohaterów i odpowiedni poziom emocji czynią z tej wojny prawdziwe spektakulum, wzbogacone o brutalność, krwawe sceny i smutne momenty, w tym śmierci postaci, co podnosi stawkę i dodaje motywacji bohaterom. Akcja urozmaicona jest elementami śledztwa ze strony Batmana. Śledztwo opiera się na subtelnych i nietypowych wskazówkach, co skutkuje niespodziewanymi zwrotami fabuły oraz świadomym wprowadzaniem w błąd, by w kluczowym momencie zaskoczyć widza odkrytymi informacjami.
Historia ma również wymiar rodzinny. Ukazuje skomplikowane relacje ojcowskie Batmana i Deathstroke’a z ich potomstwem. Pełne emocji rozmowy, czasami bolesne, czasami ciepłe, szczególnie między Batmanem a Damianem, są ważnym elementem rozwoju postaci i ich wzajemnych relacji. W finale opowieści zaznaczony jest emocjonalny rozwój Damiana, który demonstruje dojrzałość, interweniując w konflikcie. Siła tego momentu jest potęgowana przez strategicznie rozmieszczone retrospekcje dotyczące przeszłości Robina.
Jednak mam pewne zastrzeżenia co do scen akcji. Chociaż jest ich dużo, często są one traktowane powierzchownie, jak np. walka na miecze, która zaczyna się i kończy na jednym kadrze bez dalszego rozwinięcia. Twórcy nie wykorzystali w pełni potencjału tych starć, co mogłoby przyczynić się do bardziej emocjonujących i efektownych scen.
Dużym atutem jest udział wielu artystów odpowiadających za rysunki. Mimo mojej skłonności do spójności stylistycznej, umiejętności poszczególnych artystów zostały dostosowane do charakteru historii, którą ilustrują, co zapewnia efektowny podział prac. Ich różnorodne style, od realistycznego przedstawienia do celowych przerysowań, dodają uroku i różnorodności komiksu.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawnictwo nie miało wpływu na moją opinię i recenzję.