Tytani. Świat Bestii. Tom 1 (Opinia)
„Tytani. Świat Bestii”? Nowy początek z serduchem do drużyny, który dostarcza emocji i dobrej rozrywki
„Tytani. Świat Bestii” to pierwszy tom nowej serii Toma Taylora, z rysunkami Nicoli Scott, który rozpoczyna nowy rozdział dla drużyny Tytanów. Po wydarzeniach z „Mrocznego Kryzysu” to właśnie oni przejmują obowiązki Ligi Sprawiedliwości i od tej pory to na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za losy świata. Sytuacja od początku nie daje im wytchnienia – zagrożeń nie brakuje, a jednym z nich okazuje się dobrze znany wróg, Brat Krwi.
Lektura tego komiksu dostarczyła mi dokładnie tego, za co cenię twórczość Taylora – w centrum są relacje między bohaterami, które stanowią fundament drużyny. Scenarzysta poświęca im sporo uwagi, pozwalając wybrzmieć emocjom, ukazując subtelne zmiany i ewolucję więzi w miarę rozwoju historii. Najlepiej widać to na przykładzie Raven i Beast Boya – już w pierwszych scenach odbywają szczerą rozmowę, otwarcie okazując sobie uczucia, a w kolejnych zeszytach wracają do tego w bardziej kameralnych momentach. Te sekwencje nie tylko wzmacniają autentyczność postaci, ale też świetnie uzupełniają bardziej dynamiczne fragmenty.
Część akcyjna historii rozwija się dwutorowo. Z jednej strony mamy powrót Brata Krwi, który prowadzi kampanię medialną, próbując zbudować swój wizerunek na nowo. Ten wątek wypada najsłabiej. Postać napisana jest dość nijako, jego motywacje są oczywiste od samego początku, a kolejne zeszyty zbyt szybko odkrywają wszystkie karty. Mimo ciekawego pomysłu na wprowadzenie zamętu poprzez stronniczość Gartha, całość nie wywołała we mnie większych emocji. Konflikt rozwija się w błyskawicznym tempie, bez realnego poczucia zagrożenia i z wyraźnym brakiem napięcia.
Na szczęście ten brak równoważy wątek Wally’ego Westa, który już w pierwszych stronach doświadcza czegoś niepokojącego – jego przyszłe „ja” zostaje zamordowane. Zespół natychmiast zaczyna działać, próbując zapobiec tej tragedii. To motyw poprowadzony z wyczuciem: brak poszlak, niejasne tropy i nagłe zwroty akcji utrzymują napięcie przez całą historię. Taylor buduje wokół tej sprawy atmosferę niepewności, jednocześnie rozwijając emocjonalną stronę postaci. Wally nie kryje swojego sceptycyzmu wobec decyzji, które mają wpływ na jego przyszłość, co czyni ten wątek jeszcze bardziej wyrazistym.
Dużą satysfakcję sprawił mi fakt, że autor poważnie potraktował temat zmiany roli Tytanów. Kilkukrotnie podkreśla, że to nie Liga Sprawiedliwości i właśnie na tym opiera się tożsamość nowej serii. Bohaterowie nie tylko walczą ze złem, ale też aktywnie uczestniczą w działaniach na rzecz dobra publicznego. Przykładem może być sekwencja z pożarami lasów, gdzie drużyna reaguje bez wahania, wspierając mieszkańców. To nie tylko dobrze napisany wątek, ale też moment, w którym można poczuć, że Tytani są czymś więcej niż superbohaterami z możliwością wysunięcia innych sylwetek na pierwszy plan – są obecni społecznie i politycznie. Taylor nie boi się pokazać, że nawet dobre decyzje mogą mieć trudne konsekwencje.
Na końcu tomu pojawia się wstęp do wydarzenia „Świat Bestii”, jednego z moich ulubionych eventów ostatnich lat. Początek zapowiada się obiecująco, a jako ktoś, kto zna dalszy ciąg, mogę tylko zachęcić. To solidne wydarzenie, które bawi się statusem bohaterów, serwuje dynamiczną akcję i prowadzi wprost do „Absolute Power”, które Egmont planuje wydać w przyszłym roku.
Na osobne uznanie zasługują rysunki. Nicola Scott to doskonały wybór do tej serii. Jej kreska jest realistyczna, ale zachowuje odpowiednią ekspresję. Widać staranność w oddaniu szczegółów: przestrzenie są zaludnione, kadry pełne detali, perspektywa zachowana, a kolory dynamiczne i dobrze dopasowane do ujęcia. Emocje postaci są wyraźne, mimika spójna z sytuacją. Jedyny zgrzyt mam z rysami twarzy, które momentami wydają się zbyt podobne, przez co niektóre postacie tracą wyrazistość – to drobna wada, ale zauważalna.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.