Powrót Supermana. Tom 2 (Opini

„Powrót Supermana”? Monumentalna opowieść o micie, nadziei i konsekwencjach legendy

„Powrót Supermana” rozgrywa się miesiąc po dramatycznym finale poprzedniego tomu. Świat wciąż opłakuje śmierć Człowieka ze Stali, gdy nagle pojawia się czwórka postaci twierdzących, że są jego zmartwychwstałą wersją. Dwie z nich zostają niemal natychmiast uznane przez społeczeństwo za potencjalnych następców Supermana. Pojawiają się pytania, które nie dają spokoju: kim są, czego naprawdę chcą i czy są tymi, za kogo się podają? Te wątpliwości stają się siłą napędową fabuły, prowadząc do wydarzeń, które na trwałe odcisnęły piętno na uniwersum DC.

Ten tom zrobił na mnie znacznie lepsze wrażenie niż poprzedni, przede wszystkim dzięki budowaniu atmosfery, narracyjnej cierpliwości i większemu naciskowi na chęć opowiedzenia czegoś więcej niż prostej, mało ambitnej klepaniny. Autorzy nie spieszą się z rozwiązaniami. Zamiast tego konsekwentnie wprowadzają kolejne postacie, każdej dając przestrzeń, by mogła zaprezentować swoje intencje i moce. Przez długi czas utrzymuje się aura tajemnicy, a mimo że część tożsamości da się przewidzieć, łatwo złapać się na tym, że chce się wierzyć w ich szczerość. Ogromnym atutem są komentarze społeczne oraz reakcje bliskich Supermana – zwłaszcza Lois, która jako dziennikarka śledzi działania nowych „Supermanów”, próbując dotrzeć do prawdy. To wątek rzucający światło na zróżnicowane społeczne nastroje, od euforii po sceptycyzm, które potrafią wpływać na postrzeganie nie tylko samego symbolu Supermana, ale także rzeczywistego zagrożenia. Doskonale widać to w przypadku Superboya, który do całej sytuacji podchodzi z lekkością i niefrasobliwością, co zderza się z dramatyzmem otaczających go wydarzeń.

Komiks ma wszystko, co powinien mieć wielki crossover: wartką akcję, wielogłosowość poglądów, pogłębione sylwetki bohaterów i wyczuwalną stawkę. Dzięki dużej objętości autorzy mieli możliwość wyważonego podejścia do wszystkich tych elementów, niczego nie spłycając ani nie skracając.

Szczególnie przypadła mi do gustu kreacja czterech nowych „Supermanów”. Każdy z nich ma własną tożsamość, wyrazistą osobowość i dobrze osadzoną rolę w opowieści. Superboy natychmiast przyciąga uwagę mediów i opinii publicznej, co nadaje historii lekki, niemal satyryczny ton. Henry Irons działa lokalnie, zyskując sympatię społeczności, co znakomicie wpisuje się w jego afroamerykańskie dziedzictwo i potrzebę reprezentacji. Pozostali dwaj „Supermani” wnoszą do historii znacznie więcej niepokoju. Są bardziej enigmatyczni, a ich działania powiązane są z polityką i manipulacją. Szczególnie interesująco wypada Cyborg Superman, którego współpraca z Białym Domem sprawia, że jego prawdziwe zamiary trudno odczytać. Nawet jeśli część rozwiązań fabularnych można przewidzieć, to sposób ich prowadzenia sprawia, że nadal potrafią zaskoczyć.

Jedną z największych zalet tego tomu jest sposób, w jaki ujawniane są przeszłości poszczególnych postaci. Każdemu z nowych bohaterów poświęcono odpowiedni czas i uwagę, aby ich historia wybrzmiała we właściwym momencie. Twórcy doskonale wyczuli tempo, nie zdradzając zbyt wiele od razu. Dzięki temu fabuła rozwija się naturalnie, a niektóre ujawnienia potrafią poruszyć. Na przykład geneza Superboya, choć znana od początku, w połączeniu z jego młodzieńczą beztroską daje lekko humorystyczny ton. Z kolei Irons, mimo ciekawego konceptu, nie przekonał mnie w pełni – jego autorytet wydawał się nieproporcjonalny do sytuacji. Pozostała dwójka z kolei wprowadzała największy ciężar dramatyczny i to ich historie przyczyniły się do prawdziwego rozmachu tego tomu. Trudno pisać o nich bez spoilerów, ale warto podkreślić, że konsekwencje wydarzeń przedstawionych tutaj odczuwalne są w uniwersum DC do dziś. To najlepiej świadczy o sile tej opowieści – nawet po ponad dwóch dekadach niektóre jej elementy wracają, rezonując w tle innych historii.

Od strony wizualnej komiks prezentuje się bardzo dobrze. Zawdzięczamy to spójnemu zespołowi artystów, który zapewnił ciągłość stylu graficznego. Rysunki cechuje dbałość o szczegóły: realistyczna anatomia, naturalne proporcje i bogato ilustrowane tła. Styl graficzny idealnie współgra z tonem narracji – nie jest zbyt mroczny, ale też nie popada w przesadną lekkość.

Dziękuję Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.