Green Lantern Corps #5 (Opis, opinia)
„Green Lantern Corps” to prawdziwy rollercoaster emocji.
Opis komiksu
W zeszłym tygodniu ukazał się piąty zeszyt serii, w którym Simon Baz i Keli Quintela musieli zmierzyć się z echem przeszłości dziewczynki, aby wyrwać się z więzienia stworzonego przez jej własną rękawicę mocy. Choć epizod był zdecydowanie zbyt krótki, zdołał dostarczyć ogrom emocji. Pokazał potężny bagaż traumatycznych doświadczeń Keli, unaoczniając, ile przeszła w tak młodym wieku i jak rodzinne tragedie wpłynęły na jej życie – w tym na jej karierę superbohaterki, okupioną brakiem pożegnania z bliskimi.
Opinia komiksu
To opowieść, która momentami wzrusza i skłania do przemyśleń. Co więcej, bardzo pozytywnie wpłynęła na wizerunek Simona – po raz pierwszy od dawna mogliśmy zobaczyć go z dojrzalszej, wręcz ciepłej strony. Jego wsparcie dla Keli i determinacja, z jaką przełamywał jej opór, podkreśliły hart ducha, empatię tej postaci, no i były bardzo urocze. Fajna odmiana od pokazywania go jako mniej racjonalnego gościa, który nie wyróżnia się na tle innych ziemskich latarni.
To zdecydowanie jedna z mocniejszych odsłon serii i przykład na to, jak dobrze Jeremy Adams rozumie klimat tej historii, jej bohaterów i z serduchem podchodzi do nich – nawet krótką sekwencją potrafi przekazać bardzo wiele!
Dla równowagi emocjonalnej świetnie zadziałał też wątek Gardnera i Narfa, którzy próbowali uciec przed ekipą Evil Stara. Szybkie tempo, pełno zakręconej akcji i moment, w którym nawet tak niepozorna postać jak Narf miała swoje pięć minut i pokazała pazur. Z jednej strony można uznać ten fragment za lekki i mało znaczący fabularnie, ale z drugiej – stanowi potrzebne odciążenie, dzięki któremu historia Keli nie przytłacza emocjonalnie.


