MegaGiga. Kaczki na Olimpie (Opinia)
„MegaGiga. Kaczki na Olimpie”? Oryginalny sposób na opowiedzenie znanych mitów na nowo i… nietypowo!
„MegaGiga. Kaczki na Olimpie” to oryginalny tom, w którym zespół twórców komiksów z Kaczogrodu sięga po klasyczne wątki mitologii greckiej i z wprawą przenosi je na grunt kaczych opowieści. Efekt? Zaskakująco spójne i niezwykle pomysłowe historie, w których znani bohaterowie – jak Donald, Sknerus czy Diodal – wcielają się w role mitologicznych postaci. Dowiadujemy się między innymi, jak Donald-Edyp zwycięża Sfinksa dzięki kaczym sprytom, jak Diodal wraz z siostrzeńcem ucieka z Krety za pomocą własnoręcznie skonstruowanych skrzydeł, czy jak wyglądał labirynt, w którym ukryto skarb i Minotaura. Wszystko z typowym dla tego uniwersum przymrużeniem oka.
Pierwsza połowa komiksu była dla mnie prawdziwą perełką. Każda z historii to autorska interpretacja mitów, ale osadzona w dobrze znanym, humorystycznym świecie Kaczogrodu. Twórcy doskonale wykorzystali cechy charakterystyczne postaci – nie zmieniając ich tożsamości na siłę, a dopasowując je do mitologicznych ról zgodnie z ich temperamentem. Dzięki temu opowieści nabrały naturalnego rytmu, a nawet bardziej poważne akcenty – jak rywalizacja czy ucieczka przed śmiercią – były przedstawione w lekki i zabawny sposób. Szczególnie ujęła mnie historia, w której Donald pokonuje Minotaura nie siłą, lecz swoją nieporadnością – scena typowo „donaldowska”, ale błyskotliwie wykorzystana w mitologicznym kontekście.
Ogromnym plusem tej części tomu jest także warstwa graficzna. Ilustracje są szczegółowe, z większymi niż zazwyczaj kadrami i dbałością o tła – widać tu wysiłek zespołu artystów, by opowieści miały swoją głębię wizualną i odpowiedni rozmach. To zabieg, który zdecydowanie się opłacił – komiksy czytało się z ogromną przyjemnością, a każde kolejne ujęcie dostarczało nowych detali do wychwycenia.
Druga połowa tomu nie zrobiła na mnie tak dobrego wrażenia. Historie luźno nawiązywały do motywów mitologicznych, odeszły od głównej koncepcji i wróciły do bardziej przyziemnych, bezpiecznych schematów znanych z klasycznych historii Kaczogrodu. W tej części dominują fabuły związane z wykopaliskami, poszukiwaniem starożytnych receptur czy tajemniczymi artefaktami. Nie są to złe opowieści – są solidne, poprawne, ale brakuje im tej iskry, która charakteryzowała wcześniejsze rozdziały. Wrażenie było takie, że wystarczyłaby kosmetyczna zmiana kilku elementów, by pasowały do dowolnego innego tomu z serii Gigant.
Na szczęście wśród tych bardziej zachowawczych historii znalazły się też perełki, które ponownie podniosły poziom. Szczególnie zapadły mi w pamięć dwie: konfrontacja Donalda i Sknerusa z panteonem greckich bogów na Olimpie oraz podróż w czasie Myszki Miki i Goofiego, którzy trafiają do świata Amazonek z Themysciry. Obie opowieści łączy szalony pomysł i fantastyczna gra charakterów. Szczególnie zachwyciło mnie starcie Sknerusa z Hermesem – ich przeciwstawne cele i temperamenty stworzyły pełną napięcia i humoru interakcję, która idealnie balansowała na granicy absurdu i mitologicznego dramatu. Warto dodać, że z drugiej połowy tomu pochodzą jeszcze sprzed 2000 roku, co wyraźnie widać w stylu rysunków – mniej szczegółowe, o uproszczonej kolorystyce i bardziej oszczędnej kompozycji. Mimo to świetnie wpisują się w klimat klasycznych kaczych przygód, nie odbiegając estetyką od tego, do czego przyzwyczaili się czytelnicy.
Dziękuję sklepowi Tantis za komiks. Sklep nie miał wpływu na opinię i tekst.


