Niewidzialni tom 2
Z dozą ostrożności podchodziłem do premiery drugiego tomu „Niewidzialni” Morrisona. Pierwszy wywarł na mnie mieszanie odczucia, co zresztą opisałem na portalu. Pierwsza połowa była spoko, im dalej tym dziwniej, że nie podołałem. Na szczęście z drugim tomem było lepiej, o niebo lepiej.
Starożytna grupa, z którą mierzą się Niewidzialni, obiera za cel King Moba. Chcą go pochwycić, przesłuchać, wyciągnąć z niego istotne informacje. Plan powiódł się, przynajmniej częściowo. Grupa pochwyciła szefuńca i posyła go na fotel tortur. I tak zaczyna się gra czasowa. Porywaczom zależy na jak najszybszym wyciągnięciu informacji, sojusznicy King Moba muszą sprawnie działań, żeby zdążyć z ratunkiem.
Powyższy opis fabularny w ogólny sposób ujawnia, o co chodzi w komiksie liczącym ponad 350 stron. Nie jest to wszystko, ponieważ przez komiks przewija się masa pobocznych wątków rzutująca na bliższe przedstawienie bohaterów występujących wcześniej. Skupiłem się wyłącznie na zarysowaniu głównego wątku, który uważam za najciekawszy i spowodował, że komiks czytało mi się znacznie lepiej od poprzedniego. W torturach kryła się namiastka przyziemności dająca mi wrażenie, że choć dalej jest to bardzo Morrisonowy twór to postanowił on nieco zacisnąć pasa w swoich pomysł i dać coś mniej „stylowego”. W takim zmniejszeniu natężenia odnalazłem się, a w historię wciągnąłem do samego końca.
Jestem pod wrażeniem jak szalonemu szkotowi udało się połączyć tyle odmian kulturowych, religijnych, orientacyjnych itd w jeden twór. Okej, zdziwienie nie leży konkretnie w połączeniu, bo to każdy potrafiłby zrobić byle jak. Sztuką jest przekuć w jedną, złożoną i wciągającą historię, która mimo naciąganych akcji, sporadycznych bełkotów, wciąga i adresuje aktualne komentarze do otaczającej nas rzeczywistości, niekiedy przedstawiając ją w odcieniach szarości.
Rysunkowo identycznie na poziomie poprzedniego albumu. Opinię podtrzymuję, co wcześniej. Nic więcej nie dodam w temacie, chyba to dobrze?
„Niewidzialni tom 2” przekonał mnie do siebie. Przeciwnie do poprzedniego tomu. Wniosek jest zatem jeden – jeśli polubiliście serię to nadal powinniście czerpać z niej podobne wrażenia. Jeżeli natomiast nie przekonaliście się, to jest szansa, i to spora, że podobnie jak ja przekonacie się. Może warto dać jej szansę?
Komiks recenzencki otrzymałem od wydawnictwa Egmont za co bardzo dziękuję. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.


