The Flash #5
Podoba mi się pomysł Spurriera na „The Flash”, ale przyznaję, że pisanie o serii nie przychodzi mi łatwo.
Za nami pięć zeszytów „The Flash” Spurriera. Seria powędrowała w mroczne rewiry Speed Force pokazując niebezpieczne obszary (i nowe zagrożenia) wiążące się ze źródłem mocy speedsterów. Pomysł jest odświeżający, rozwojowy, przede wszystkim angażujący ilością nowości i stopniowaniem napięcia. Ale styl Spurriera jest wymagający, ponieważ potrafi zalewać tekstem, stosować cięższe zwroty i wytyczać zagadkowe sytuacje, które mimo posuwania akcji do przodu zostawiają nas w tym samym miejscu z nowymi pytaniami.
Podchodząc do serii trzeba mieć na uwadze, że choć śledzimy przygody Wally’ego Westa, to nie są one tak ciepłe i optymistyczne jak seria Adamsa. Dużo tu mroku i psychodeli, całość upodobniona jest do dreszczowca. Nie przeszkadza mi to, wręcz jestem zadowolony, ponieważ od dawien dawna czuję powiew świeżości w przygodach speedsterów i autorską wizję, którą scenarzysta chce przekazać nam coś nowego. Obrany styl pasuje do treści podsuwanych przez scenarzystę. Pomysły kupuję, ponieważ są sensownie poprowadzone, zdarzenia podbudowane, stany emocjonalne uzasadniane.
SPOILERY z „The Flash #1-5”
Pisząc o stanach emocjonalnych, głównie mam na myśli Wally’ego. Kolejne nieszczęścia spotykają speedstera w życiu: zatracanie się w źródle energii prowadzące go do nowych, niebezpiecznych obszarów i utrata bliskich (Max Mercury). Nic dziwnego, że Wally jest trochę rozbity. Jest to dobrze pokazywane rysunkami, gdzie psychodeliczny styl Deodato Jr. wyciąga wiele. Mamy jeszcze rozmowy z bliskimi, kiedy wyrzucane są różne emocje i wyrzuty np. Bart obwiniający Wally’ego o siedzenie na tyłku czy Jai dostrzegający u ojca wady i podejmowanie na ich podstawie własnych decyzji życiowych.
Z jednej strony smutno mi, że w serii Spurriera jest mniej rodzinnych wątków. Z drugiej cieszę się, że jak już po nie sięga to koncentruje się na dzieciach, które dotąd były traktowane olewczo. Dla każdego z nich szuka niezależnej ścieżki rozwoju i szczególnie interesujące jest to przy Jaiu. Chłopak odkrywa nowe moce, które wiążą się z rozbudowaną naturą speed force. Tajemniczy przybysz z #5 skłania chłopca do rezygnacji z życia superbohaterskiego. Czy Jai pójdzie w bardziej odpowiedzialną rolę skoro może kształtować naturę speed force? Na to liczę, będzie to coś ambitnego i zaskakującego. Na tym etapie prowadzenia historii można zauważyć dużą dojrzałość u chłopca, jak na jego wiek. Mało kto ma przemyślenia tej natury i konkretne, przemyślane deklaracje o swoim życiu. Jest to krok milowy w rozwoju postaci, jeśli przypomnimy sobie rozbrykanego, wesołego chłopca unikającego odpowiedzialności z serii Adamsa.
Przede wszystkim cieszę się, że Spurrier zgłębia mroczną naturę speed force. Dotąd wiedzieliśmy, że źródło energii speedsterów jest niebezpieczne, że łatwo się w nim zatracić i przepaść na lata. Williamson nieco rozszerzył koncept o wewnętrzne krainy (i nowe moce), ale to tyle. Był to potencjał, który dopiero w rękach Spurriera dostaje odpowiednie rozwinięcie pokazując jak niebezpieczne i niestabilne może być Speed Force. Właściwie stwarza koncept z nieograniczonymi możliwościami, co może być rozwojowe na kolejne lata. Ale bardziej od krain jestem ciekaw postaci, które pojawiają się. Tu przedstawiciele obcej rasy, tu złoczyńca ze zdolnością kształtowania rzeczywistości zamiast szybkiego przebierania nóżkami. Jakie są ich tajemnice? Jakie role odgrywają i czego właściwie chcą? Chciałbym uzyskać odpowiedzi jak najszybciej.
Co wydarzyło się w „The Flash #5”?
Jaia odwiedził tajemniczy dorosły. Pomógł chłopcu opanować nowe zdolności – przenoszenie się do wybranych użytkowników Speed Force. Dorosły twierdzi, że nie jest to szczyt umiejętności Jaia. Chłopiec przeniósł się do ojca, żeby oznajmić mu, że nie chce być superbohatrem w przyszłości. Wally przyjął decyzję chłopca, po chwili nadużył swoich zdolności i zniknął z rzeczywistości. Całej sytuacji przyglądali się przedstawiciele nieznanej nam rasy.


