Złowieszcza wojna (Opinia)

Złowieszcza wojna„? Huczne zakończenie runu Spencera, które nie dowiozło na każdej płaszczyźnie.

„Złowieszcza wojna” to kulminacja długiego runu Nicka Spencera, będąca zwieńczeniem wszystkich dotychczasowych wydarzeń w serii The Amazing Spider-Man. Scenarzysta postanowił wrzucić do akcji pełną galerię złoczyńców, tworząc z nich rywalizujące ze sobą frakcje, które walczą o możliwość… zabicia Spider-Mana. Całość to skomplikowana sieć intryg, w której ścierają się różni gracze, prowadząc do wyjątkowo zawiłej i chaotycznej rozgrywki.

Historia angażuje mnóstwo postaci, co automatycznie przekłada się na ogrom akcji. Dzięki temu tempo jest szybkie, a fabuła wciąga i sprawia, że zeszyty czyta się błyskawicznie. Spencer dobrze buduje poczucie zagrożenia – Spider-Man przez większość historii znajduje się w fatalnym położeniu i musi się nieźle nagimnastykować, by przeżyć. Walki są zacięte, a Peter nie wychodzi z nich bez szwanku, co wzmacnia dramaturgię i sprawia, że niektóre sceny faktycznie trzymają w napięciu.

Nie będę jednak ściemniał – akcja, choć dynamiczna, ma sporo wad. Spencer wrzucił do tej historii tyle postaci, że wiele z nich nie odgrywa żadnej roli i sprawia wrażenie wrzuconych na siłę. Niektórzy nawet nie mają konkretnej motywacji, by brać udział w tym polowaniu na Spider-Mana – niektóre postacie otwarcie przyznają, że w sumie nie mają w tym interesu, ale jakoś tam są.

Kolejnym problemem są naciągane zwroty akcji, które sprawiają, że Peter cudem wychodzi cało z każdej sytuacji. Gdyby fabuła była bardziej konsekwentna, cała ta pogoń mogłaby skończyć się znacznie szybciej – ale historia jest sztucznie przeciągana, przez co w pewnym momencie zaczyna nużyć. Po którymś razie zacząłem zadawać sobie pytanie: „Ile jeszcze to potrwa?”.

Mocną stroną historii jest intryga stojąca za wszystkim – Spencer sięga po postacie, które nie są oczywistymi antagonistami dla Spider-Mana, a ich motywacje są całkiem dobrze przemyślane. Problem w tym, że sama potyczka między intrygantami nie wywołuje żadnych emocji. Ich rywalizacja jest zbyt przegadana, brakuje w niej prawdziwej zaciętości, a rozwiązanie wątku Kindreta jest tak przekombinowane, że trudno w nie uwierzyć.

Doceniam, że Spencer zamknął wszystkie wcześniejsze wątki, przy części odwołując się do klasycznych motywów z historii Spider-Mana. Ale sposób ich połączenia przy odsłanianiu kart jest tak bardzo wymuszony, że niektóre wątki po prostu się nie kleją. Co gorsza, rozwiązania fabularne, motywacje złoczyńców, przeczą wcześniejszym wydarzeniom z jego własnego runu – a przecież to właśnie tam budował dramaturgię i osobisty wydźwięk niektórych momentów.

Pod względem ilustracji nie mam powodów do narzekań. Zespół artystów świetnie ze sobą współpracował, tworząc spójną stylistycznie i bardzo dynamiczną opowieść, których przedsmak widoczny jest na okładce. Rysunki są pełne energii, zachowują właściwe proporcje postaci, a sceny walki świetnie wykorzystują moce bohaterów. Kolorystyka jest intensywna i nowoczesna, co idealnie współgra ze współczesnym stylem kreski.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.