Daredevil. Tom 1 (Opinia)

„Daredevil tom 1” Chipa Zdarsky’ego? Diabeł, który znowu musi się odnaleźć i robi to w pięknym stylu!

Nowa odsłona „Daredevila” spod ręki Chipa Zdarsky’ego to nie tylko powrót Diabełka z Hell’s Kitchen, ale pełnoprawny rozdział, w którym Matt Murdock musi zmierzyć się z samym sobą. Po tragicznym wypadku i przekroczeniu granicy, której nigdy nie chciał naruszyć, staje przed pytaniem o to, kim właściwie jest. W tym samym czasie swoją własną tożsamość próbuje zdefiniować Kingpin, który… znużony przestępczym światem, rzuca się w wir polityki i marzy o fotelu burmistrza. Obaj mężczyźni zmieniają kierunek – i nie ma opcji, by ich decyzje nie odbiły się echem w całym Nowym Jorku.

Już od pierwszych stron czuć ciężar tej historii. Mroczna, dojrzała narracja, skupiona na wewnętrznych rozterkach bohatera, nie daje nam chwili wytchnienia. Zdarsky z wyczuciem oddaje monologi wewnętrzne Matta, pozwalając czytelnikowi wejść głęboko w jego psychikę. Z łatwością odczuwamy jego ból, wątpliwości i napięcie moralne. Kiedy przechodzimy od refleksji do akcji – jest surowo, brutalnie, ale bez popadania w efekciarską przesadę. Walki są krwawe, ale przyziemne, dzięki czemu klimat ulicy bije z każdej strony. Moce Daredevila – jego słuch, wyczucie emocji, orientacja w przestrzeni – nie są tu tylko dodatkiem, ale integralną częścią narracji, zarówno w starciach, jak i w scenach prawniczych czy zwykłych rozmowach z mieszkańcami Hell’s Kitchen.

To, co szczególnie wyróżnia ten run, to silne zakorzenienie Daredevila w jego duchowej stronie. Motywy religijne przewijają się konsekwentnie – kościół, rozmowy z duchownymi, spowiedzi – to wszystko nie tylko pogłębia jego charakter, ale nadaje całej historii metafizycznej głębi. Każde spotkanie z Bogiem, z ciszą, z wiarą, działa jak reflektor rzucony na dylematy Matta – i pozwala zrozumieć, jak bardzo jest rozdarty. Z kolei Fisk, choć zmienia pozornie skórę, nie traci ostrości. Jego polityczne zagrania są wyrachowane, a momenty, gdy musi lawirować między władzą a własnym cieniem przestępczej przeszłości, prowadzą do kilku naprawdę zaskakujących, mocno emocjonalnych momentów. Czuć, że to już nie ten sam bezlitosny Kingpin, ale i nie ktoś, kto zasłużył na zaufanie – to człowiek zawieszony między dwiema tożsamościami.

Nie brakuje tu także klasyki świata Daredevila – czyli gangsterskich porachunków. Wycofanie się Kingpina z ulic otwiera nowy rozdział dla przestępców – i rozpoczyna brutalną walkę o wpływy. Wzajemne strzelaniny, zasadzki, krew na chodnikach – to tło, które bezpośrednio wpływa na życie Murdocka, choć on sam nie zawsze ma na to realny wpływ. A jednak – jest wciągany w ten chaos coraz głębiej. Jako prawnik, jako bohater, jako człowiek. Śledząc jego losy, widzimy, jak zdewastowane jest miasto i jak bardzo ono samo odbija się w jego psychice.

Na uwagę zasługuje też obraz środowiska policyjnego. Zdarsky rezygnuje z taniego stereotypu skorumpowanej policji – zamiast tego pokazuje miasto jako wspólnotę na skraju wyczerpania, gdzie porządek próbuje zaprowadzić ktoś nowy, z jasno postawionymi ambicjami. To zderzenie ideałów i rzeczywistości prowadzi do gorzkich, a momentami bardzo intensywnych kulminacji, przy których nie sposób nie zatrzymać się na chwilę i nie podyskutować z samym sobą o moralności i granicach prawa.

Polskie wydanie od Egmontu zbiera aż trzy pełne rozdziały runu Zdarsky’ego – co z jednej strony jest świetne (ponad 300 stron mrocznego, angażującego czytania!), ale z drugiej – mocno czuć brak spójności wizualnej. Każdą część ilustruje inny artysta, co odbija się na odbiorze. Pierwszy i trzeci rozdział oferują dopracowane, szczegółowe ilustracje z niesamowitymi detalami – od gęstych dymów unoszących się nad ulicami po zapuszczone alejki pełne brudu, które mówią więcej niż dialog. Środkowy rozdział wypada słabiej – uproszczona kolorystyka i bardziej oszczędne podejście do detali obniżają emocjonalny kaliber historii.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.