One Bad Day. Clayface

Żadna z poprzednich odsłon „One Bad Day” nie zrobiła tak dużego szumu wokół siebie, co historia z Clayface’m. Zanim dorwałem komiks do swoich rąk zdążyłem usłyszeć od wielu znajomych, że to najlepsza pozycja. Solidna rekomendacja robiąca oczekiwania, z którymi łatwo się rozminąć. Czy rzeczywiście jest tak dobrze? Zdecydowanie tak.

Głównym bohaterem „One Bad Day. Clayface” jest Basil Karlo, jedna z wersji gliniastego złoczyńcy. Basil aspiruje do bycia aktorem. Każdą wolną chwilę poświęca warsztatowi, który pielęgnuje nawet pracując w restauracji tłumnie odwiedzanej przez reżyserów, scenarzystów i aktorów. Właśnie w ten sposób dowiaduje się o castingu do głównej roli w filmowej adaptacji „Zabójczego Żartu” (a to Ci przypadek!). Basilowi poszedł casting całkiem dobrze. Wyłożył się, kiedy jego wizja rozminęła się z oczekiwaniami reżysera. Zdecydowali, że fuchę dostanie jego kumpel z pracy, co pociągnęło Clayface’a do serii morderstw – dosłownie po trupach do celów.

Komiks zaczął się bardzo niepozornie. Spodziewałem się płytkiej historii, gdzie Clayface będzie chodził, mordował i zmieniał wizerunki byle Nietoperz go nie dorwał. Właściwie tak jest na pierwszym planie. Tylko, że historie „One Bad Day” mają ukryty większy sens i nie inaczej w przypadku tej. Całość pokazuje konsekwencje toksycznej miłości do swojej pasji prowadzącej do rujnowanie swojego życia, ale i nikomu winnych osób. Decyzje bohatera prowadzące do morderczych następstw, które zrażają do niego przez cały komiks. Ogromny zwrot następuje bliżej końcówki, kiedy w obrocie pewnej sytuacji zaczyna się współczuć bohaterowi zamiast życzyć mu źle.

Collin Kelly i Jackson Lanzing, autorzy takich serii jak „Gotham City Garage” czy „Batman Beyond. Neo-Year” pokusili się na analizę psychologiczną Clayface. Zmiana tożsamości jak rękawiczki zaczęła określać jego tożsamość. Rozmowa z Batmanem tylko potwierdziła, że bohater ma problem z określeniem swojej postaci, a relacje międzyludzkie zarysowane w trakcie historii tylko utwierdziły, że jest coś na rzeczy.

Nie można zapomnieć o pięknych rysunkach (i głównej okładce) wykonanej przez Xermanico. Poprawna, dopracowana kreska z żywymi kolorami upiększającymi temat. Uważam to za bardzo istotne w przypadku bohatera zbudowanego z gliny – niewiele potrzeba, aby z gliny zarysować gówno. Mamy tu ładny warsztat i serducho kradły kadry pokazujące Clayface’a w akcji. Potrzebujecie konkretów? Rzućcie okiem na podlinkowaną wideo recenzję, gdzie pokazuję niespoilerowo wybrane fragmenty.

Dopiero za miesiąca stwierdzę, czy „Clayface” jest numerem jeden wśród komiksów z „One Bad Day”. Zdecydowanie jest to kandydat do moich trzech najlepszych historii – nie spodziewałem się głębi psychologicznej i takiej interpretacji motywu przewodniego w historii o Clayface’sie, dodatkowo wykorzystując potencjał leżący w mocach złoczyńcy. Jestem pod dużym wrażeniem, teraz rozumiem te we wszystkie zachwyty. Nie mam nic do zarzucenia komiksowi.

Komiks recenzencki otrzymałem od sklepu ATOM Comics za co bardzo dziękuję. Sklep nie miał żadnego wpływu na recenzję.