Batman #135

Multiwersowe spotkania Batmanów czyli „Batman #135” (spoilerowe streszczenie i komentarze + wrażenia)

Streszczenie komiksu:

W Gotham rozpętało się piekło. Armia Man-Batów zaraża coraz większą liczbę mieszkańcow, co przyczynia się do ładowania energii w maszynie multiwersowej. Red Mask zaczyna podróż po osiągnięciu odpowiedniej ilości energii multiwersowej. Spotkanie z pierwszym Jokerem zaskakuje go. Okazuje się, że przeznaczeniem Red Maska nie jest zostanie Jokerem, a ich tworzenie! Batman nieskutecznie powstrzymuje Red Mask przed kolejną podróżą. Musi skorzystać z maszyny i dorwać go na innej, alternatywnej ziemi. Batman wchodzi w maszynę i na swojej drodze spotyka znane wersje Nietoperzy z innych światów m.in. Burtonowego Batmana, Batmana Adama Westa, Batmana Beyonda, Batmanów z gier „Arkham” czy „Injustice”, długo można wymieniać. Bruce dopadł Red Mask na krawędzi multiwersum, gdzie chwilę wcześniej powstrzymał ogromnego rekina za pomocą sprayu na nie (prezent od Batmana Adama Westa). Po wszystkim pojawia się Tim, który zabiera Bruce’a do domu.

Wrażenia z komiksu:

Nie podobał mi się komiks. Batman Zdarsky’ego wpadł w okropny fanservice pokazujący, że scenarzysta nie rozumie esencji postaci. Zamiast skupić się na przyziemniejszych aspektach, brniemy w coraz większe absurdy aż doszliśmy do multiwersowej przygody na pełnej… O ile pierwsza połowa komiksu broni się, są to wyważone zmagania Batmana z Red Mask, tak druga połowa wpadła w fanservice znany z aktorskich produkcji DC czy Marvela – nawal cameo ile się da, ludzie łykną to spragnieni nostalgicznych wrażeń.

Motyw wyjściowy nie był zły, ponieważ za aspektem multiwersum stała idea. Ryzykownym posunięciem było obwinianie Red Mask za tworzenie Jokerów, ale miało jakiś sens z podbudową. Tylko jest to nierozwinięty sens, a multiwersowe szaleństwo nie ukazywało skali działań Red Mask. Typek skakał po różnych ziemiach, robił masę rzeczy nieznanych nam. Zamiast tego Zdarsky skupił się na mniej istotnym fakcie jakim były spotkania TEGO Batmana z popularnymi wersjami (m.in. Burtonowy, TAS, Millerowy, nawet cykl gier) działające w formie zapychaczowego easter egga. Większość spotkań nie posuwało historii do przodu, nie wprowadzało nowych elementów, nie dopowiadało za wiele w kontekście wydarzeń na tych planetach.