Creature Commandos – Odcinki 1-2 (Opinia bezspoilerowa)

Pierwsze dwa odcinki „Creature Commandos”? Dokładnie tego się spodziewałem po Jamesie Gunnie i Peterze Safranie. Świetna robota, Panowie!

Nowe otwarcie DCU od razu pokazuje, co Gunn robi najlepiej. Bohaterowie, choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się mało interesujący, szybko ujawniają swoją charyzmę i złożoność. Każda postać kryje w sobie coś interesującego, a im lepiej ich poznajemy, tym na jaw wychodzą przejmujące historię dostarczającego dodatkowego bagażu emocji np. Bridge, której przeszłość wbiła mnie w ziemię i jej wątek może okazać się kluczowy element fabuły. Serial wyróżnia się dorosłym klimatem, gdzie wulgarny język, przemoc i odważne tematy przeplatają się z czarnym humorem, czasami niesmacznym, ale trafnie wpisującym się w całość (z wyjątkiem Janusza strażnika, śmieszek jak pijany wujas na weselu…). Do tego dochodzi porywająca muzyka o latynowskim brzmieniu i dopracowana animacja, które podnoszą jakość produkcji na bardzo wysoki poziom i w połączeniu stwarzają swojski, niepowtarzalny klimat

Historia rusza z kopyta – już pierwsze minuty nadają kierunek fabule i dostarczają ważnych informacji o kanoniczności innych projektów DCU (więcej o tym w jutrzejsym poście). Szybka narracja pozwala uniknąć (czy też zminimalizować) schematów i skupić się na bohaterach oraz ich relacjach. Jednak tempo to ma swoje minusy – główne zagrożenie, czyli Circe, na razie pojawia się epizodycznie, a jej motywy pozostają niejasne, podobnie jak całe tło postaci. Na tym etapie trudno powiedzieć, czy będzie przekonującą przeciwniczką, bo jej rola sprowadza się głównie do wprowadzenia chaosu. Niemniej potencjał postaci jest widoczny gołym okiem i wiarygodny w wirze akcji (oj Superman miałby ręce pełne roboty).

Nie przeszkadza mi, że już teraz dostaliśmy sporo retrospekcji, których będzie więcej w następnych odcinkach. Są to elementy zwalniające główną historię, ale budujące tło postaci, poszerzające uniwersum o nowe sektory i wprowadzające nowe wątki do głównej historii np. niekonwencjonalna metoda do wprowadzenia Frankensteina.


James Gunn zapowiadał różnorodność w DCU – i już w „Creature Commandos” widać, że nie były to puste słowa. Bohaterowie wywodzą się z różnych światów, co jest subtelnie podkreślane, a fabuła łączy w sobie polityczne intrygi, walkę o sprawiedliwość na własnych zasadach, magię i potwory. To mieszanka, która ma ogromny potencjał na rozwijanie uniwersum w różnych kierunkach (dodatkowo sugerują to liczne easter egii – o tym w poniedziałej). Fani Gunnowego stylu odnajdą tu wszystko, co kochają, natomiast sceptycy mogą szybko się zniechęcić, ponieważ „Creature Commandos” to styl Gunna na 110%.

Podoba mi się integralność serialu. Z jednej strony są jasne nawiązania do innych projektów, co zespaja świat (ważny element budowania uniwersum). Z drugiej strony są to nieobowiązkowe elementy, których nieznajomość nie wpływa na doświadczenia podczas oglądania serialu (nie ma najmniejszego znaczenia wyłapywanie nawiązań lub ich zrozumienie).

Start serii uważam za bardzo obiecujący. Dostałem więcej, niż się spodziewałem! „Creature Commandos” to pełna energii i humoru animacja dla dorosłych, która świetnie wprowadza widzów w świat DCU, oferują pełną gamę emocji. Już nie mogę doczekać się dalszych przygód tej szalonej ekipy!

P.S. Oglądałem odcinki dwa razy – raz w oryginale, raz z polskim dubbingiem. Obie wersje są na wysokim poziomie, a głosy zostały idealnie dopasowane. Naprawdę trudno wybrać, która ścieżka dźwiękowa wypada lepiej!

P.S.S. Łasica jest zajebiście memiczną postacią!