Green Lantern. Ultrawojna. Tom 4
Pod koniec lutego ukazał się w sprzedaży finałowy zeszyt runu Granta Morrisona. Scenarzysty, którego szalone pomysły dzielą czytelników jak nóż chleb. Cenię twórczość Morrisona z wyjątkiem omawianego tytułu – pozycja średnio leży mi od 1 tomu. Dotrwałem do końca, aby móc ocenić całość historii. No… i niewiele uległo tu zmianie.
Przyszedł czas na domknięcie dotychczasowych wojaży. Jordan postawiony jest przed sądem. W trakcie rozmów wynika grubsza sprawa, tytułowa Ultrawojna. Jordan raz jeszcze zostaje wepchnięty w konflikt ogromnego kalibru. Wojna na zasadzie „wszystko, wszystkich, zawsze”. Nie mały chleb do zgryzienia po różnych zakątkach wszechświata. Jeżeli liczyliście, że finał będzie spokojniejszy, to przeliczyliście się.
Umęczyłem się poprzednimi tomami. Przytłoczyła mnie narracja i skala zakręconej historii, tracąc zainteresowanie pozycją w trakcie czytania, podobnie rozeznanie w aktualnie toczącej się akcji. Historia Morrisona wymaga nie lada uwagi, jeszcze większej w finale. Jordan przemierza różne zakątki świata po liniach czasowych, no dzieje się sporo, aby pogubić się. Charakter historii kilkukrotnie ulega zmianie, nie powiedziałbym, że na lepsze. Najbardziej odczuwalny jest finał finału przypominający średniowieczne zmagania zamiast klasyczne starcia korpusów latarń.
Nie tylko zmieniał się ton historii, ale i charakter rysunków. Nad nimi główną pracę sprawował Liam Sharp, który bawił się koncepcją starając się dostosować styl do aktualnie toczącej się akcji. Zabieg nie był głupi. Nadał klimatu narracji adresowanej do różnych er komiksu. Kosztem spójności, której wymagam od komiksów. Nie lubię, kiedy krótki tom ma kilku artystów czy scenarzystów. Jestem na etapie spójnych historii, a tego mi tutaj zabrakło zarówno w rysunkach i fabule. Niestety.
Nie jestem w stanie docenić twórczości Morrisona, jednego z moich ulubionych artystów. Tym razem poległem z szalonymi pomysłami Szkota. Nie dość, że komiks dosłownie przemęczyłem, to wątpię, że obraz pozostanie w mojej główce na dłużej.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.


