Batman Metal. Batman Death Metal. Tom 4

Dotrwaliście do tego miejsca? Brawo Wy! To już finisz długich zmagań z siłami Mrocznych Batmanów, zwłaszcza temu co jest do śmiechu, i Perpetuą. Czy finałowa batalia spełnia oczekiwania? Zależy jakie mieliście.

Punkt kulminacyjny historii budowanej latami. Siły rozstawione po obu stronach barykady, zawodnicy na swoich miejscach. Ostatnie chwile na złapanie oddechów, uściskanie się, poklepania po plecach życząc powodzenia, no i startujemy do bitki – tak najprościej podsumować zarys fabularny ostatniego tomu Snydera i Capullo wspieranych masą innych artystów.

Lubię długaśny cykl Metali. Nie byłem zawiedziony pod koniec. Album rozpoczął się potrzebną wstawką emocjonalną – ostatnie rozmowy między bohaterami, wspominki, czas życzeń, przebaczań, a nawet ujawnienia straconych marzeń. Każdy dialog przed bitwą był potrzebny, aby nadać ton głębi bitwy. Szkoda, że podobnie jak w „Grze o Tron” przed bitwą pod Winterfell, za nastrojową warstwą nie leżą stosy trupów. Straty sił po obu stronach można oszacować w ilości zerowej.

Bitwa jak to bitwa na taką skalę. Nie było w niej nic imponującego, ambitnego, czy do zapamiętania poza Pingwinem walczącym ze swoimi alternatywnymi wersjami – serio to było dobre, poziom abstrakcji pomysłu pozytywnie mnie zaskoczył. Było dokładnie tak jak się spodziewałem. Momentami męczyła ilość rzucanych linii frontu, rozczarowywał brak dramaturgii w starciach. Finał przewidywalny z zakończeniem zapowiadającym coś więcej – kto śledzi aktualne losy uniwersum DC ten wie. Ostatnie zdania nie brzmią pozytywnie, ale uwierzcie… pod tą warstwą kryje się pewna forma rozrywki na poziomie poprzednich składowych elementów.

Wizualnie album nie jest łatwy do oceny, niekoniecznie potrzebny. Spory przekrój artystów o zróżnicowanych stylach, momentami pokrywające się. Najważniejszym plusem było dla mnie brak rysunków, za które mógłbym złowróżyć artystom. Przyłożyli się do swojej pracy.

Ostatni tom „Death Metal’ nie jest spod szyldu „Warto kupować? Czy nie?”. Jest to zwieńczenie długiego cyklu. Album, który musicie przeczytać, jeśli czytaliście (lub zbieraliście) całość, Jeśli nie, to i tak nie ma sensu podchodzić do niego wyrywkowo, bo akcja będzie dla Was bezsensownie wyrwana z kontekstu.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.