Sandman. Uwertura

Wstęp, który należy czytać na końcu? Stwierdzenie, z którym nie spotkałem się wcześniej, ale tak jest. „Uwertura” najlepiej opisać jako komiksowy wstęp do sagi „Sandman” Neila Gaimana, którego każdy, nawet sam autor, odradza czytać w pierwszej kolejności. Po przeczytaniu dołączam do grona osób tak twierdzących. Komiks czytany jako ostatni dopiero wtedy nabiera barw umożliwiających czerpanie z niego pełnej satysfakcji.

Nim Morfeusz został uwięziony, przyszło mu się zmierzyć z końcem wszechświata. Miało to miejsce w 1915 roku i tylko Sandman, nasz tytułowy bohater, mógł zapobiec rychłemu końcowi. Spoilerem nie będzie ujawnienie, że udało mu się. Inaczej nie mielibyśmy 10 tomowego cyklu, prawda? Spoilerem byłoby powiedzenie jak to zrobił, kogo spotkał, i ile poświęcił, żeby cel osiągnąć. Ode mnie tego ani nie usłyszycie, ani nie przeczytacie. Epickość, którą musicie osobiście wziąć na klatę.

Wiele dobrego słyszałem o Uwerturze. Nie mogłem doczekać się lektury komiksu jednej z moich ulubionych serii – w tym przypadku prequela, którego nie powinno się czytać w pierwszej kolejności. Skąd w ogóle założenie, że ten komiks powinno czytać się dopiero po całej sadze skoro jest teoretycznie wstępem do niej? Gaiman stworzył epicką historię sięgającą podstaw wykreowanego przez niego świata, przełamał te bariery w myśl czegoś większego, a strumień czasu otrzymał nową formę. Nie wierzyłem w to, ale znajomość sagi jest tu niezbędna, aby zrozumieć rozmach historii i pojąć ją w pełni. A nawet z takim bagażem doświadczenia nie będzie to proste.

Historia jest kolejnym przystankiem zgłębiającą inność głównego bohatera. Autor sięgnął do korzeni drzewa genealogicznego. Na jaw wypłynęły odpowiedzi na pytania dawno latające po mojej głowie, które ujawnione dopiero teraz pomagają zrozumieć postępowanie i wybory Sandmana. Ponadto nie zabrakło popularnych postaci z otoczenia Morfeusza, aby nawet śladową obecnością rzucić światłem na wydarzenia z innych historii. Całość ładnie się spina i po zamknięciu ostatniej stronny nie czuć, aby komiks był skokiem na kasę. Wręcz rozmachem przyćmiewa inne odsłony.

Jedynym minusem fabularnym jest ulokowanie miejsca akcji. Jako, że Uwertura jest prequelem, to jesteśmy świadomi, że główny bohater jakoś sobie poradzi. Niemniej w trakcie czytania nie dudni mi w głowie ziarenko przewidywalności, ponieważ historia przybiera tory, nieprzewidywalne zdarzenia, że poświęcam im pełną uwagę. A nawet zakończenie nie jest tak oczywiste jak mogłoby się wydawać.

Sandman. Uwertura” jest nie tylko epicką historia. To również epickie rysunki polegające na mieszaniu klimatów i technik. Jedna historia potrafi kilkukrotnie zmieniać ton rysunków, z wyprzedzeniem nawiązywać do czegoś, nie mówiąc o skrywaniu tajemnic i symboli. Artysta postawił przed sobą wysoko poprzeczkę, która przeskoczył o kilka poziomów wyżej.

Ilustracje są niesamowite, oszałamiające. Zdecydowanie to jeden z najładniej narysowanych komiksów jakie trzymałem w ręku. Pokłon do artysty korzystający z mnóstwa technik ilustracyjnych. Płynne przejścia z jednego stylu do drugiego w ramach pojedynczych stron. Wystąpiło nawet mieszanie stylów na jednej stronnie, co dawało odczucia psychodeliczne – było to konieczne, aby oddać charakter zróżnicowanych przestrzeni odwiedzanych przez Sandmana, jak i podkreślić inność jego obecnością w danym miejscu. Niestety ilustracje częściowo przytłoczyła mnie. Cześć rysunków, z reguły dwustronicowych, była zbyt bogato wypełniona, co stwarzało mi trudność w ogarnięciu wszystkiego okiem i połapania się „jak czytać”. Sprawy nie ułatwiały mieszane techniki. Trudność nie umniejszyła wrażeniom towarzyszącym od pierwszych stron.

Nie wiem jak w starym wydaniu, ale w nowym jest obszerna ilość materiałów dodatkowych. Niesamowite okładki alternatywne zapierające dech w piersi oraz obszerne wywiady naświetlające proces powstawania fabuły, rysunków i okładek – świetna sprawa, zwłaszcza pod kątem graficznym.

„Uwertura” jest niesamowitym komiksem. Pozycja obowiązkowa dla fanów Sandmana. Komiksem nie łatwym w czytaniu, ale odpowiednio dawkowany zachwyci, na długo zostanie w głowie, i będzie kusił powrotem do niego (tak jak cała seria).

Recenzencki komiks otrzymałem od wydawnictwa Egmont za co bardzo dziękuję. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.