Superboy: The Man of Tomorrow #1
Conner Kent szuka swojego miejsca czyli „Superboy: The Man of Tomorrow #1” (spoilerowe streszczenie + wrażenia)
Streszczenie komiksu:
Conner Kent nie czuje się dobrze w Metropolis czy Kansas. Obecność pozostałych eSów powoduje, że czuje się zbędny. Radą służy mu ziemski ojciec Supermana sugerujący, że musi znaleźć swoje miejsce na świecie. Zainspirowany Conner leci do Fortecy Samotności, żeby przy pomocy Kelexa, robota Supermana, sprawdzić zagrożenia. Wszystkimi sprawami na ziemi zajmują się grupy superbohaterskie, dlatego poszukiwania rozszerza o cały wszechświat. Za cel obiera planetę Dragoi – Dominatorzy przeprowadzają tam atak z wykorzystaniem klonów. Conner próbuje ich powstrzymać, co nie przychodzi mu łatwo. Jeden wróg korzysta z telepatycznych mocy, drugi (o wulkanicznym wyglądzie) wykazuje siłę Doomsdaya. Sprawę pogarsza pojawienie się wsparcia Dominatorów. Przeciwnicy postanawiają jednak zostawić Connera i planetę, kiedy na polu pojawia się trzeci gracz – grupa Cosmoteers licząca trzy postacie (wysoka kobieta z płonącymi dłońmi, ptasi ktoś poruszający się szybko oraz mężczyzna, prosperujący na lidera, z bronią zamiast prawej dłoni).
Wrażenia z komiksu:
Nie czekałem na ten tytuł, ponieważ Conner nie jest w kręgu lubianych przeze mnie postaci. Komiks niewiele zmienił w tej materii. Początek był obiecujący, ponieważ nakreślono nim głębsze oblicze bohatera z osobistymi problemami. Rozmowa z Kentami była tu ciepłym akcentem. Do tego momentu dostałem obraz bohatera, z którym mogę identyfikować się i szukać inspiracji w rozwiązywaniu tego typu problemów. Niestety druga połowa zabiła czar. Weszliśmy w typową, widowiskową klepankę, która szybko się zakończyła pojawieniem nowych bohaterowów. Jest to już tak do przesady wałkowany motyw, że kolejny raz wręcz ostudza mój zapał czytelniczy. Dam szansę serii, rzucę okiem na kolejne zeszyty licząc, że znajdę tu coś ciekawego. Raczej szybko odpuszczę, jeśli seria będzie opierała się na klepankach.


