Superman. Amerykański Obcy
Parę dni temu obchodziliśmy 85lecie od debiutu Supermana. Idealna okazja, żeby zmobilizować się do przeczytania komiksu o Supermanie. Postawiłem na tytuł, który kiedyś czytałem, ale czas swoje zrobił i zapomniałem o nim. Zarazem wybrałem komiks spotykający się z pozytywnym odbiorem wśród czytelników. Czy dobre oceny „Superman. Amerykański obcy” nie były przesadzony? Skądże, mowa o świetnym komiksie.
Max Landis podjął się tematu dobrze nam znanego. Opowiedział nie tyle genezę Supermana, co jego dojrzewanie i wczesne kroki w Metropolis. Motyw przewałkowany we wszystkie strony przez 85 lat. Jednak Landis postawił na kilka rozwiązań czyniące „Amerykański obcy” świeżym spojrzeniem na znaną nam historię.
Pierwszym rozwiązaniem było podzielenie historii na siedem rozdziałów. Każdy dotyczy innego okresu życia Clarka. Pierwszy koncentruje się na kilkuletnim chłopczyku odkrywającym moce nieznanego mu pochodzenia, powoli wchodzimy w nastoletni okres aż dojdziemy do dorosłego gościa godzącego życie reportera z ratowaniem świata mając wielkie S na klacie. Podejście do tematu w ten sposób dało mi kompleksową historię obrazującą jakie zmiany zachodziły w świecie Clarka, jak i u niego samego na przestrzeni lat. Dodatkowo mogłem zobaczyć jak na samego Clarka wpływało otoczeniu oraz bliscy. Takie podejście dało mi kompletny obraz, który spotęgowano…
… zwiększeniem ilości osób znających sekret Clarka. Kanonicznie sekret dzierżyli jego rodzice i Lana Lang. Ta druga zależnie od wizji scenarzystów. Landis zaangażował większą liczbę postaci w tajemnicę Clarka. Od lokalnego szeryfa i lekarza po rówieśników chłopaka. Był to potrzebny zabieg, żebym nie musiał dłużej zawieszać wiary, że niekontrolowane przejawy mocy umykają uwadze otoczenia. Sąsiedzi, mieszkańcy Smallville doświadczają mocy chłopca, co prowadzi do kilku śmieszny i ciepłych interakcji. Zachowanie bliskich umacnia więź mieszkańców miasteczka, co przywodzi mi na myśl faktyczne relacje jakie osobiście mam z sąsiadami w moim miasteczku (przemilczmy nazwę, żebyście nie wybuchli śmiechem). Angaż większej liczby postaci zapewnił nowe punkty widzenia dużo mówiącymi o stosunku do chłopaka i rodziny. Prócz tego rozmowy z Kentami informowały nas jakie uczucia oni mieli – od radości, troski po strach i niepewność – emocje, które cechują nas.
Po Smallville przyszedł przejściowy okres, w którym Clarka trafia do nieodpowiedniego miejsca mając okazję posmakować czyjegoś życia. Początkowo motyw mnie raził, nie mogłem zrozumieć koncepcji. Jednak emocje opadły, obyłem się z historią i po przemyśleniu był to sensowny motyw. Chwila pokazująca, że Clark to swój chłop, jemu też od życia się należy i potrafi czerpać garściami i żyć chwilą. Dynamiczna sekwencja była pierwszym posmakowaniem przez przyszłego Supermana dobroci oferowanych przez świat. Znaczący przystanek, który zainspirował go do pójścia dalej.
I tak oto przechodzimy do Metropolis. Clark stara się godzić życie zawodowe z początkami superbohaterskiego, które różni się od nam znanego. Clarka nie wskakuje w piżamę uszytą przez Marthe i nie zdobywa uznania po pierwszej czynności. Clark osobiście tworzy strój, pierwsze heroizmy rozkłada w kalendarzyku na „jedna zasługa dziennie” i powoli umacnia swoją legendę, cały czas nabywając doświadczenia. Obrany kierunek bardziej do mnie trafiał niż pośpieszne zdobywanie wypracowanego wizerunku. W ten sposób nie dostałem w twarz przeidealizowanym bohaterem, a gościa, który odstaje poziomem w geście, sposobie bycia czy mowie. Źle dopiero słowa, społeczeństwo to chwyta i mu wytyka. Działa impulsywnie, co wykorzystują jego wrogowie pokazując kto tu rządzi. Masa wtop stanowiących cenną lekcję dla bohatera. Lekcje, które szybko odrabia i zmianami przybliżający się do określonego wizerunku. Jak taki kierunek nie może rzutować realniej na wątek superbohaterski? Właśnie tak powinno się budować legendy. Powoli, stopniowo, bez pośpiechu.
Każdy rozdział jest stworzony przez innego rysownika. Pojawiają się tu prawdziwe sławy m.in. Jock czy Francis Manapul. Zwykle nie pochwalam rozbieżności stylistycznych, tu jednak przełknąłem je. Każda historia jest inna klimatycznie i udział kilku artystów jest tu zasadny. Ich style pasują do klimatu danej historii, swoją kreską wyraźnie zaznaczając na pierwszej stronie nieoficjalny komunikat „hej, czytelniku, teraz wchodzimy w nowy rozdział życia Clarka więc zapinaj pasy”.
Cieszę się, że przeczytałem „Superman. Amerykański obcy„. Podpisuję się pod pozytywnymi opiniami na ten temat, ponieważ jest to świeże podejście do klasycznych przygód w myśl elseworldu bez obaw na łączenie znanych elementów z nowymi. Poproszę więcej takich projektów.
Dziękuję sklepowi Taniaksiążka.pl za przekazanie egzemplarza recenzenckiego. Sklep nie miał wpływu na recenzję.