Zmarnowany potencjał Parallax w „Green Lantern” z 2011 roku

Strasznie zmarnowali potencjał Parallaxa w „Green Lantern” z 2011 roku. Po pierwsze uważam, że Parallax nie jest odpowiednim kalibrem zagrożenia na pierwszy film o Halu Jordanie. Parallax jest jednym z największych zagrożeń w komiksowym świecie DC. To za jego sprawą powstała słabość na żółty kolor wśród zielonych pierścieni mocy, przyczynił się również do przemiany Jordana, co popchnęło go w drastyczne zmiany w uniwersum np. wydarzenie „Godzina Zero”. Wokół Parallaxa stworzono cały wątek spektrum emocjonalnego, które wykorzystano do wprowadzenia odmian pierścieni mocy np. niebieski lub czerwony.

Tymczasem filmową wersję Parallaxa spłaszczono do „zwykłego” zagrożenia, które wystarczyło wrzucić do słońca i nara, po wszystkim. Jest to uwłaczające pierwowzorowi, zarazem rujnujące budowanie widowiskowego wątku w perspektywie czasowej (no dobra, i tak nie powstała kontynuacja, ale wiecie o co chodzi). Tego typu zagrożenie powinno zostać etapowo wprowadzone, żeby wybrzmiało w finale cyklu, ewentualnie wykorzystać je do drastycznych zmian w świecie głównego bohatera w okolicach 2 części z kontynuacją w 3. Lepszym rozwiązaniem byłoby rzetelne wykorzystanie Hectora Hamonda w historii, który z tak zarysowanym tłem miał predyspozycje do miana głównego złego – kameralny złoczyńca lepiej podbudowałby raczkującą Zieloną Latarnię.

Nie mogę znieść wyglądu Parallaxa… Koszmarnie wygląda. Wręcz jak kiepskiej jakości parodia tematu. Nie ma w sobie nic z komiksowego pierwowzoru. Wręcz przypomina mi połączenie Swamp Thinga z Dementorem, a motywacją sięga Galactusa… Postać fatalnie prezentuje się przy tym CGI, a sceny ziania ogniem (czy czymkolwiek to było) mogą śnić mi się po nocach…