Inna historia uniwersum DC
Tytuł nie jest mylący. Najnowsza premiera od Egmont prezentuje inną historię uniwersum DC, dotąd niespotykaną. Zdecydowanie mówimy o świeżym podejściu do trykociarzy. Tylko czy przekłada się to na jakość i wrażenia? Zależy jak na to spojrzeć.
„Inna historia uniwersum DC” jest albumem składającym się z pięciu rozdziałów. Każdy z nich poświęcono innej postaci reprezentującej mniejszości w świecie DC np. Black Lightning reprezentujący afroamerykanów. Historie rozgrywają się w różnych latach, a ich celem jest opowiedzenie kilkunastu lat z życia bohaterów kładąc nacisk na „zwykłe życie”, uczucia, emocje i komentarz do popularnych wydarzeń superbohaterskich.
Album jest wyzwaniem. Nie jest to pozycja, z którą spędziłem krótką chwilę. „Inna historia uniwersum DC” zrywa z komiksowym modelem opowiadania historii na rzecz ilustrowanej opowieści z masą tekstu, które można porównać do ilustrowanej książki. Na każdej stronie znajdują się proste ilustracje przedstawiające ogólne zdarzenia, ale tylko po to, żeby uatrakcyjnić ściany teksty zawierające całą treść. Bardzo często tekst wypełnia każdą wolną przestrzeń ilustracji, czasami wręcz nachodzi na rysunki szkodząc ich czytelności. Nie spodziewałem się tego i przyznaję, że sam widok ton tekstu zmęczył mnie. Opisy były długie i bardzo dokładne. John Ridley starał się nimi opisać otoczenie, w którym dorastały postacie, ich uczucia i myśli. Był to na tyle dokładne, że nie miałem żadnych dodatkowych pytań. Wręcz powiedziałbym, że momentami były to zbyt dokładne opisy, ponieważ potrafiły potrafiły zalewać zbędnymi i nużącymi informacjami np. opisanie w kilku akapitach życiorysu pewnej ofiary – potrzebne, żeby zrozumieć wydźwięk sytuacji, ale bez znaczenia w ujęciu całej historii, podobny efekt można było osiągnąć krótszą formą skupiającą się na najważniejszych faktach. Ilość tekstu była męcząca, dlatego obcowanie z „książką” podzieliłem na trzy wieczory (z kilkoma przerwami).
Historia jest pełna politycznych i społecznych poglądów. Podobało mi się to, ponieważ miało to ogromny wpływ na zachowania i decyzje bohaterów, jak i stanowiły ciekawy punkt spojrzenia na znane mi wydarzenia ze świata DC np. co sądził Afroamerykanin widząc początki Ligi Sprawiedliwości. Poglądy zostały przedstawione możliwie jak najbardziej obiektywnie, a część komentarzy jest adekwatna do obecnych lat. Tylko momentami odnosiłem wrażenie, że część poglądów była dopisywana na siłę dla danej sceny np. dopisanie patriotycznej ideologii pierwszego spotkania Black Lightninga z Supermanem, kiedy sytuacja była znacznie prostsza, wręcz pospolita, nie widziałem tam politycznego waloru.
Album zainteresował mnie szczegółowymi informacjami o bohaterach i świecie DC. Sprawdza się to jako mała forma encyklopedii, z której dokładnie poznawałem postacie, ich otoczenia oraz mogłem liznąć popularne wydarzenia (choć scenarzysta się na nich nie skupiał). Spotkałem się z zarzutami, że „komiks” nie ma jasno określonego celu. Nie mogę się z tym zgodzić. Owszem, nie ma tu motywu przewodniego napędzającego akcję, ale jest to bardzo łatwo wytłumaczalne. Ridley po prostu skupił się na życiu bohaterów, chciał dokładnie opisać ich historię upodobniając całość do biografii. Uważam, że cel został osiągnięty, ponieważ po każdym rozdziale czułem, że znam bohaterów na wylot np. dowiedziałem się jak Black Lightning zdobył moce, jakie sytuacje kształtowały jego poglądy, jak rasowe i polityczne przekonania wpływały na jego karierę, jak starał się godzić superbohaterskie życie z zawodowym i rodzinnym oraz jak radził sobie w roli ojca. Chętnie przeczytałbym podobne życiorysy z innymi bohaterami.
„Inna historia uniwersum DC” jest ciężka do oceny. Zdecydowanie jest to ciekawy „komiks” oferujący świeże spojrzenie na superbohaterów – pełne politycznych poglądów, rasowych czy orientacji. Autor nie skupia się na akcji tylko na bohaterach próbując opowiedzieć wszystko na ich temat. Jest to coś rzadko spotykanego. Ale forma opowiadania jest ciężka, wręcz odstraszająca i łatwo się zmęczyć w trakcie czytania. Czytanie na tyle mi się dłużyło, że kilkukrotnie chciałem zrezygnować, mimo czerpania z tego przyjemności. Bardzo dokładnie przemyślcie zakup, żebyście potem tego nie żałowali.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie pozycji recenzenckiej. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję i moją opinię.