Harley Quinn – Odcinek 1, sezon 5 (Opinia bezspoilerowa)

Całkiem fajnie zaczął się nowy sezon „Harley Quinn”!

Przeniesienie akcji do Metropolis to strzał w dziesiątkę! Optymistyczny klimat miasta doskonale kontrastuje z negatywnymi emocjami wynikającymi z monotonii życia, w którą popadły Harley i Ivy. Twórcy świetnie wykorzystują zasoby Metropolis, pełne kryptońskich easter eggów, tworząc humorystyczne wątku, pełne akcji i szaleństwa zachowując dotychczasowy klimat produkcji, a jednocześnie układając niegłupią, wręcz nieoczywistą intrygę (ale niedługo PEWNA POSTAĆ zacznie wychodzić mi z lodówki).

Serial nie traci swojego wulgarno-komediowego charakteru – dla mnie to plus, bo wciąż świetnie się bawię na każdym odcinku! Ale zwróciłem uwagę na dwie istotne rzeczy:

  • Odcinek wyróżnia się dużym naciskiem na bardziej „ludzką” stronę bohaterów. Monotonia codzienności, w której ugrzęzły Harley i Ivy, kontrastuje z próbami Bruce’a, który stara się rozwinąć swoje życie towarzyskie. Do tego dochodzi Superman, ukazany z ludzkimi słabościami – jego wątek świetnie odzwierciedla nasze społeczne nastroje związane z potencjalnymi zagrożeniami wynikającymi z rozwoju AI.
  • Bardzo ograniczono migdalenia się Harley i Ivy, które w poprzednich sezonach było nadużywane. Mam nadzieję, że tak zostanie. Nadużywali „czułości” poprzednio.

Nie mogło być idealnie, prawda? Jestem wkurzony, że twórcy tak szybko zaorali wątek Gotham Sirens… Liczyłem, że będzie to jeden z głównych motywów sezonu – z ogromnym potencjałem na zabawę relacjami między Harley, Ivy i resztą dziewczyn. Tymczasem cała historia została ograniczona do 2-3 minut. Serio?! Brak mi słów