Batman. Rok Pierwszy

„Batman. Rok pierwszy” uchodzi z kultowy komiks. Do tego stopnia, że opisywany jest jako rewolucyjny komiks o Batmanie oraz pozycja, od której można rozpocząć swoją przygodę z Nietoperzem. Czy któreś ze stwierdzeń opisuje komiks? Zdecydowanie tak.

Tytuł nie wprowadza w błąd. Krótki komiks przedstawia pierwszy rok działalności Batman w Gotham. Bruce Wayne powraca do mieściny, nie wiadomo skąd i zaczyna działać. Zanim włoży piżamę z gaciami na wierzchu, próbuje makijażem i kamuflażem ukrywać swoją tożsamość, żeby wtopić się w tłum, poznać miasto i działać. Jednak Bruce nie jest jedynym bohaterem komiksu. W międzyczasie do Gotham przybywa Gordon. Policjant z doświadczeniem zawodowym próbuje przenieść swoje wartości na robotę. Nie przyjdzie mu to łatwo, ponieważ miasto, w tym policja, są mocno skorumpowane i koledzy z pracy dadzą wyraźny gest niezadowolenia Gordonowi.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to przyziemna i brudna wizja Gotham. Miasto jest zniszczone od podszewki. W powietrzu unosi się dym niebezpieczeństwa, zaułki wołają ostrzegawczo, a co i rusz gangsterzy działają. Nie ma służb, które ochroniłyby mieszkańców, ponieważ ta część prawa jest skorumpowana. Właściwie… wszystko jest skorumpowane w Gotham. Odbiór podkreśla rysownik, którego kreska niekoniecznie trafia w moje gusta, ale stonowaną kolorystyką dźwiga przekaz. Po raz pierwszy od dawna mogę stwierdzić, że rozumiem brudną stronę Gotham zamiast zawieszać wiarę i przekonanie opierać na słowach bohaterów.

Batman jest świeżo upieczonym bohaterem. Obrany kierunek Millera jest strzałem w dziesiątkę nawiązującym do pierwszym komiksów o tej postaci. Przed Batmanem stoi zagrożenie w postaci miasta zamiast przebranych, kolorowych przeciwników. Czuć, że Bruce rozpoczyna vendettę w oparciu o poziom zepsucia miasta. Jest to bohater dla ludzi, nie wyuzdanych złoczyńców. Chce je naprawić i właśnie tu będzie poszukiwał właściwego kierunku. Stosowanie zróżnicowanych technik przez niego nie tylko informuje nas, że bohater ma wiele do zaoferowania, ale fajnie czerpie z jego mitu powoli go rozbudowując.

Jednak nie Batmanem komiks stoi, a Gordonem. Obecność gliniarza najmocniej uwidacznia złą stronę Gotham. Postawienie na pozór dobrego gliniarza w maści złych kontrastuje zachowaniami, przekonaniami, co bardzo szybko odbija się na nim fizycznie. W takich momentach uwidacznia się twardość i niezłomność charakteru, co pasuje mi do postaci. Komiks jest również doświadczeniem wpływu otoczenia, w którym przebywamy, na nas samych i bliskich. Choć Gordon dzielnie opiera się skorumpowaniu to środowisko wywiera presję na jego pragnienia, a te odbijają się na życiu prywatnym, rodzinnym. Jest to pouczająca lektura o ludzkich zachowaniach, która może skłonić do myślenia.

Komiks obrał zaskakujące tempo. Mówimy o historii rozpisanej na około 100 stron. Bardzo mało, a w trakcie czytanie nie złapałem się na odczuciu, że pędzimy z tematem na złamanie karku. Jest to kompletna historia z właściwym tempem, żeby wątki i zachowania bohaterów wynikały z czegoś, a rozwój akcji był kompletny i bez dziur fabularnych. Niewątpliwie jest to zasługa braku jasno zdefiniowanego, przebranego przeciwnika tylko postawienie kart na skorumpowanych gliniarzy i szarej stronie miasta – motywy nie wymagające szerszego tłumaczenia skąd, jak i dlaczego, ponieważ z zepsuciem możemy spotkać się w „naszych” wiadomościach czy na kartach historii.

„Batman. Rok pierwszy” bardzo podobał mi się. Dołączam do grona osób stwierdzających, że jest to właściwy komiks do rozpoczęcia swoich przygód z Batmanem. Prosta, przyziemna historia sięgająca do korzeni bohatera pokazując ludzkość postaci. Komiks spełnia się w swojej roli dużo lepiej niż „Rok zerowy”, gdzie Snyder i Capullo popłynęli z Riddlerem i postapokaliptycznym stanem Gotham. Czy jest to przełom w komiksach o Batmanie zasługujących na łatkę „kultowym”? Nie, ponieważ komiks nie tworzy rewolucji tylko sięga do tytułów z końcówki lat 30stych i rozszerza je.