4 sezon „Titans” – Opinia
Skończyłem 4 sezon „Titans”. To była długa i nierówna przygoda…
Jeżeli śledzicie posty na Fanpage, to na pewno zwróciliście uwagę, że dość długo oglądałem ostatni sezon „Titans”. Nie było to spowodowane wyłącznie innymi serialami, które oglądaliśmy w międzyczasie, ale przede wszystkim jakością ostatniego sezonu. Trochę męczyłem się na nim.
W miarę podchodziła mi główna historia z Bratem Krwiakiem (piękne tłumaczenie). Odpowiadał mi mroczny klimat, było zagadkowo, całość rozwijała się odpowiednim tempem. Nawet radę dawał Brat Krwiak, który choć miał nudny charakter to nadrabiał swoją historią i zwrotami akcji.
Ale historia ciągnęła się zbyt długo (urok długich sezonów) i poziom przekombinowania robił się wtórny, nieekscytujący. W ostatnich odcinkach dało się przewidzieć co, kto i dlaczego, a happy end zaorał kilka emocjonalnych momentów (nie wspomniawszy o rozwoju postaci jak Connora). Największą ofiarą jest Trigon, jeden z najpotężniejszych demonów w świecie DC. Śmialiście się widząc jak tytułowa drużyna pokonała go na koniec 1 sezonu (tfu, początek drugiego, głupie decyzje twórców)? No to w czwartym zaniżyli poprzeczkę, wyszło jeszcze gorzej, z byle jakim strażnikiem potrafili męczyć się dłużej.
Nierówny poziom prezentowały poboczne wątki koncentrujące się na bohaterach np. zaczynały się fatalnie, w trakcie zyskiwały lub na odwrót. Dobrym tego przykładem będzie wątek Beast Boya, który był strasznie zagmatwany na początku, po kilku odcinkach zyskał na wartości i znaczeniu (np. wyjaśniając działanie mocy Beast Boya i jego powiązanie z multiwersum), ale pod koniec całkowicie stracił na znaczeniu i ciężko było wskazać zmiany między tym Garem, a wcześniejszym. Kolejnym przykładem będzie Connor, który zyskał ostry, stanowczy i mroczny charakter po spotkaniu z Luthorem. Przemiana chłopaka wybrzmiała, została zrobiona z jajem i w drugiej połowie sezonu aż przyjemnie patrzyło się na badassowego Superboya. Tylko co z tego skoro na koniec sezonu, właściwie bez wyraźniejszego opowiedzenia, Connor zaczął zachowywać się jak dawniej?
To i tak nic przy Timie. Uważam, że jest to największa ofiara serialu, ponieważ sposób rozwoju postaci był kiepskim żartem. Chłopak nie miał charakteru, nie pokazywano jego zdolności dedukcji czy komputerowych, nawet nie przeszedł gruntownego szkolenia pod okiem doświadczonych osób. Czy przeszkodziło to, aby w finale dać mu strój Robina? Nie! Dick przekazuje Timowi strój, wykopuje go na misję do Gotham i od tego momentu mamy zupełnie inną postać. Nagle wie jak operować kije, klepie złoczyńców, kiedy trzeba to ruszy szarymi komórkami i zabłyśnie myśleniem na tle reszty. Dopiero na tym etapie „odbył się trening” trwający parę minut. Ale zdecydowanie to za mało i nie przekonujące w budowaniu postaci. Szkoda, że twórcy tak bardzo skupili się na życiu miłosnym Tima zamiast na jego superbohaterskiej stronie. Sensowniejsze byłoby zrezygnowanie z Robinowania w ramach historii, nic by na tym serial nie stracił.
„Titans” ma plusy i minusy. Prawdopodobnie więcej minusów. Jako całość dostarczył mi nieco przyjemności, że chciałem to oglądać. Ale wątpię, że będę wracał do tej produkcji, postaci czy aktorów. Szkoda, bo po dwóch pierwszych sezonach widziałem jakiś potencjał na coś dużo lepszego.
Wszystkie sezony „Titans” są dostępne na Netflix. Sprawdźcie, jeśli jeszcze nie oglądaliście. Może akurat Wam podejdzie serial.


